Forum Team 40 Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Kroniki Bichacia
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Team 40 Strona Główna -> BICHACKA JESIEŃ
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kocur
Administrator



Dołączył: 06 Paź 2006
Posty: 289
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: sławno

PostWysłany: Pią 8:43, 14 Sty 2011    Temat postu: Kroniki Bichacia

Moi mili proszę was z całego serca o nie zaśmiecanie tematu w którym nasz wierny towarzysz kysio opowie tę mroczną historie. Darujcie sobie pianie zachwytów nad jego twórczością co by twórczość ta nie zaginęła w kwiecistości waszych pochwał i domysłów.
Wasz kochany ADMINISTRATOR

Na prośbę autora
Jestem wściekły. Jako autor zastrzegam sobie Wszelkie prawa do Tego tekstu, co oznacz iż KURWA ZABRANIAM bez mojej zgody, na przetważanie, wysyłanie, zamieszczanie Kronik Bichacia gdziekolwiek indziej niż Forum TEAM 40. A ZWŁASZCZA DODAWANIA NIEAUTORYZOWANYCH, PIERDOLONYCH, ZDJĘĆ







Oto pierwsza część dzieła nadesłana przez naszego wybitnego Kronikarza...

Historia.
10 15 mieszkanie

W „środku nocy” ze snu wyrwało mnie największe przekleństwo XXI wieku. Kiedy już odebrałem ten cholerny telefon mój głos ociekał serdecznością i miłością.
-Czyś Ty, kurwa, ochujał?! Wiesz, która godzina?!
-Nie, nie ochujałem, ale niewiele brakuje. Jest 10 15 i normalni ludzie są już od trzech godzin w pracy.
-ALE JA NIE JESTEM NORMALNY!! – mój wrzask nie zrobił na Edku wrażenia.
-Wiem. I nie interesuje mnie to – a jego spokojny ton, wkurwiał mnie niepomiernie – a wręcz gówno mnie to obchodzi. Rusz dupę i dawaj gazem do firmy. Stary wrzeszczy…
Teraz to mnie zatkało, a w głowie odezwał się alarmowy buczek. Edek musiał to wyczuć, bo dodał:
-Wszyscy się schodzą, nie tylko Ty dziś na mnie wrzeszczysz. Stary ruszył nawet Kasprzaka.
-Ale Kasprzak leży w szpitalu z nogą na wyciągu… – do buczka dołączyły dzwony na trwogę.
-Laptop z kamerą i netem jest już w drodze do szpitala, na 11 00 jest zebranie wszystkich obecnych połączone z wideokonferencją dla reszty.
Mój buczek dostał zawału, a dzwony rozsypały w ryku huraganu. Ostatni raz coś podobnego było jak runęła z dnia na dzień Federacja, czyli…
-Boże. Amerykanie się rozpadli, czy przeszli na komunizm?
-Gorzej. O 4 35 Bichaćczycy zestrzelili rozpoznawczy chamerykański F-35 należący do MSS i a o 7 ogłosili niepodległość. W ciągu trzech godzin 11 krajów z byłej Federacji i połowy Jewuropy uznało tę niepodległość i zaoferowało pomoc wojskową w jej obronie, a 14 innych pomoc dla Sabrii w zwalczeniu tego haniebnego buntu, w tym chamerykanie. Reszty dowiesz się na miejscu. – i rozłączył się. Zszokowanym wzrokiem wpatrywałem się w telefon, a w głowie ucichł huragan i zakołatało kołatało pytanie:
-Co to, do kurwy nędzy, jest Bichać?!


11 01 Narodowa Agencja Prasowa, Sala Posiedzeń, zebranie nadzwyczajne

-KURWA MAĆ!! – głos szefa dochodzący z korytarza nie pozostawiał nikomu złudzeń co do stanu psychicznego w jakim się znajduje. Człowiek zwany Buddą, Guru, który NIGDY nie przeklinał i słynął ze swojego spokoju i kultury osobistej, wzór TYSIECY dziennikarzy i studentów, NIEOFICJALNY doradca prezydenta, człowiek nazwany SUMIENIEM JEWUROPY wszedł i powiedział:
-Co za pojebany burdel!
Nawet jak z dnia na dzień runął słynny mur Federacji Ojciec, jak go nazywali w agencji pracownicy ( bo taki był, jak ojciec, jak było trzeba to przytulił i człowiek to czuł i wiedział, ale i „klapsa” też ) nie krzyczał. A już takie słowa?!?!? Wszyscy zaniemówili!
-Wszyscy już są?
-Działy w komplecie, 9 brak, z czego 7 jest on line, pozostałych dwoje z działu weryfikacji elektronicznej dotrze w ciągu 10 minut… - powiedział szef Archiwum, de facto tzw. Drugi.
-Dobra. To zaczynamy. Tadziu, wprowadź nas w sytuacje.- szef zawsze do swoich zaufanych ludzi zwracał się po imieniu.
- A więc tak. W skrócie: o 4 35 Bichaćczycy zestrzelili na pułapie 10000 metrów rozpoznawczy chamerykański F-35 należący do MSS i a o 7 00 ogłosili niepodległość. Do tej pory 11 krajów z byłej Federacji i połowy Jewuropy uznało tę niepodległość i zaoferowało pomoc wojskową w jej obronie, a 14 innych pomoc dla Sabrii w zwalczeniu tego haniebnego buntu, w tym chamerykanie. Generał Witalij Kliczko dowódca byłych Federacyjnych Sił Powietrznych na konferencji prasowej ze śmiechu nie mógł mówić, cytuje „A taki ładny był, niewidzialny, a banda wieśniaków go zdjęła!” Tu salwa śmiechu i ”Pewnie z dwururki!”. Jak się można domyśleć chamerykanie dostali szału.
-Jasiu co możesz nam powiedzieć o tym burdelu? – pytanie było skierowane do Jana Kasprzaka naszego guru od bajzlu powstałego po upadku Federacji. Wie kto naprawdę pociąga za sznurki i najważniejsze dlaczego TO robi.
- Totalnie nic. To się po prostu nie trzyma kupy. Za czasów Federacji nie było tam nic szczególnego, ot rolniczo-leśne zadupie. Jak Federacja poszła w gruzy, fakt, mogli przejąć trochę sprzętu wojskowego, wtedy, wybuchło wiele lokalnych wojen i konfliktów, nie raz bardzo krwawych. Tłukli się dosłownie o wszystko, o wiarę, o pochodzenie, o kopalnie i surowce, raz nawet o mecz piłki nożnej. W tym wojennym tyglu rejon równiny Bichaćckiej był oazą spokoju. Nikt tam nie walczył i to było w sumie trochę niesamowite, bo przez ten region przetoczyły się dwie najkrwawsze wojny jedna religijna i słynna o mecz, co przeszła w etniczne czystki. Na powojennej fali wypłynęły właśnie Sabria i Horwycja. Niezbyt się lubią, a rejon Bichacia od samego początku był terenem spornym, o który mógł wybuchnąć konflikt, który mógłby przerodzić się w otwartą lokalną wojnę. Jednakże nie zmienia to faktu że to jest cholerne zadupie. Ja po prostu tego nie rozumiem. Nawet jeśli Sabria i Horwycja wezmą się za łby to i tak jest to nic nie znaczący konflikt lokalny! Mają trochę broni po Federacji, trochę nowszego sprzętu doszło im w trakcie wojen, ale nic czym mogliby zaszaleć. Zresztą nie jestem specem, ale wydaje mi się że aby ściągnąć z nieba z 10000 metrów F 35 potrzeba chyba czegoś więcej niż dwururki, nie jestem pewien ale i stingera byłoby chyba mało…
-Tak… -szef wyrwał się z zadumy, ale było widać że wraca rekin, który zwietrzył krew! –Dobra! Ruszamy do boju! Skoro tak, to trzeba się dowiedzieć o co tu chodzi! Trzeba dowiedzieć się jakj doszło do zestrzelenia, i kto ma taką broń, dalej kto to jest ten Sołtys i czego chce, wreszcie o co tu NAPRAWDĘ chodzi!
-Szefie… Ja chyba wiem z kim pogadać…-zagaiłem nieśmiało, i nagle zapadła cisza. Wszyscy patrzyli na mnie, a ja tego nie lubię… Peszy mnie to i zaczynam się czerwienić jak uczniak.
-No dalej proszę, może jakieś szczegóły? – w głosie szefa nie było ironii, a zaciekawienie.
-Na uniwerku jest taki jeden profesor, on jest właśnie stamtąd. Robi jakieś badania i… No poznaliśmy się na jakimś spotkaniu i… noo… eeee… no zapoznaliśmy…
-Tak, czyli tradycyjnie… schlaliście się jak świnie i sprawdzaliście, który ma większego kutasa. –Stary przejechał się po mnie bez litości.
-No nie zupełnie tak to było…-Próbowałem się nieśmiało tłumaczyć, bo nie sprawdzaliśmy długości, a pisaliśmy sikami nasze nazwiska na śniegu. Cyrylicą jest to strasznie trudne…
-Nieważne – uciął mi krótko – leć i wydobądź coś z niego.


1330 Uniwersytet, Katedra Historii


Biuro Gorana znalazłem bez trudu, choć mało precyzyjne. Budynek Historii w sutenerze, trzecie drzwi po lewej za babskim sraczem. Zastukałem w odrapane drzwi i wszedłem. Na mój widok pulchny grubasek zerwał się z krzesła.
-Witaj, mordo kochana!!! Już myślałem żeś o mnie zapomniał! A tu telefon i Ty!! Chodź proszę, siadaj. Czego się napijesz? - Po błysku w oczach wiedziałem już że nie pytał o kawę, czy herbatę.
-Masz jeszcze to swoje paskudztwo? – zapytałem w nadziei, że wytrąbił już wszystko.
-Dla Ciebie znajdę jeszcze z litr! Ty wiesz co dobre, cwaniaku. – powiedział to z taką dumą… a mnie ciarki przeszły po plecach - litr Palinki. To cholerstwo destylują z wiśni i ma jakieś 50 procent. Złapały mnie dreszcze… Może być ciężko.
Rozsiadłem się wygodnie i rozejrzałem. Właściwie to bardziej pasowałoby określenie pakamera niż biuro. 3 metry na jakieś 3 i pół. Wielgachne biurko, dwa krzesła i nie bardzo było już gdzie nogi wyciągnąć. Całe biurko zawalały jakieś papiery i notatki.
Kiedy na stole stanęła herbata, a Goran nalewał do szklanek zagadnąłem delikatnie.
-Słuchaj słyszałeś najnowsze wieści, Ty chyba gdzieś tam mieszkasz…
Goran skamieniał.
-Słyszałem… Źle się stało… Bardzo źle… Tyle czasu był spokój, tyle wysiłków i wszystko na marne…- i wypił duszkiem ze swojej szklanki. Jestem dobry, ale zadziwił mnie tym, bo potrzebowałem trzech podejść i szklanki wody... 50 gradusów i nawet się nie skrzywił.
-Nie rozumiem… O co tu chodzi? Wiesz, że jestem reporterem i że trzymam rękę na pulsie, ale nic z tego nie rozumiem. Wieś, która chce być niepodległym państwem. To troche…
Goran nalał ponownie. Jak na 54 lata wyglądał nieźle, ale teraz w oczach przybywało mu lat.
-To i tak się teraz wyda, więc… Jakby to powiedzieć? Już wiem! W IXw w Anglii modlono się „od gniewu Wikingów wybaw nas Panie”. Rozumiesz? - zapytał
-Tak, ale co to ma do Bichacia?!
-Wbrew pozorom dużo. Po 200 latach Pan wysłuchał modłów Anglików. Tu ludzie modlą się do dziś „od Bichacia wybaw nas Panie”… Wiem że brzmi to dziwnie, ale proszę uwierz mi, to miejsce wzbudza dziś taki sam strach jak 900 lat temu. W moich stronach o ludziach okrutnych mówi się „jakby z Bichacia był”.
-Jaja sobie ze mnie robisz?!
-Nie, gdzież bym śmiał – profesor uśmiechnął się smutno – Otóż Bichać powinien stać na piedestale naszej historii. Powinien, ale nie stoi i stać chyba nie będzie… Pierwsze wzmianki o tym miejscu pochodzą z 766r.n.e. ze wspomnień Marcjusza Barbatusa Glicynusa, dowódcy birantyjskiego Legia Ferrata. Po łacinie legion jest żeński, a Legia Ferrata znaczy zakuta w żelazo. Legion ten, zresztą najlepszy w Brizancjum, został w 764 r na polecenie Cesarza Justyninusa skierowany do zaprowadzenia porządku na wybrzeżu morza Jorskiego, a na jego czele postawiono rzeczonego Glicynusa . Chodziło o ukrócenie piractwa, które się tu szerzyło. Glicynus miał wtedy 44 lata i od 11 lat był tzw. Biczem Bożym cesarzy, do specjalnych zadań. Mając poparcie samego Cesarza Glicynus w dwa lata spacyfikował całe wybrzeże. Szacujemy że w tej kampanii żołnierze Ferraty wycięli około 100 tysięcy ludzi, w niewole sprzedano dwa razy tyle. Piractwo przestało istnieć. Ostatnim bastionem piratów była piracka republika Kylk. To prawdziwy naturalny port, do dziś doskonałe miejsce, gorąco polecam zobaczyć i zwiedzić! Ale wracajmy do tematu. Otóż po upadku ostatniego bastionu w porcie resztki obrońców uciekły furtką w murze do lasów. Pogoń doszła piratów stojących nad brzegiem strumienia. Żaden z nich nie przeszedł na drugą stronę. Wszyscy zginęli. Ich zachowanie było tak dziwne, że legioniści przepytali rannych, nim ich dobili, dlaczego nie uciekali dalej. Glicynus zanotował że jedyną odpowiedzią było „Tam jest Bichać, lepiej tu umrzeć jak tam iść”…
- Chyba nie wierzysz w te mity?-zapytałem beztrosko.
-Ten fragment wspomnień Glicynusa – profesor ciągnął dalej niezrażony - jest opisany tak dokładnie, że udało się ustalić nie tylko trasę pogoni, ale i miejsce samej bitwy. W 1988r w miejscu domniemanej bitwy zorganizowano wykopaliska. W ich trakcie znaleziono masowy grób i 233 ludzkie szkielety, oraz dużo broni i ozdób z czasów późnobizantyjskich.
Moja mina musiała być niezła, bo profesor uśmiechnął się z wyższością.
-Cały czas nie bardzo rozumiesz o czym ja do Ciebie mówię… Ja nie opowiadam legend czy mitów. Od dwudziestu lat badamy historie tego miejsca i wciąż znajdujemy nowe fakty…
-Badamy? – zapytałem zdziwiony. Doświadczenie mówiło mi że staruszek nie kłamie mi chyba, że trafiłem na coś grubszego, niż zwykła lokalna ruchawka.
-Och… A jak myślisz co ja tu robię? Nasz Uniwersytet współpracuje ze wszystkimi uczelniani na świecie. Początkowo był to nasz lokalny projekt dotyczący właśnie weryfikacji wiarygodności Glicynusa i jego wspomnień. Jak już wspomniałem okazał się bardzo wiarygodny...
Profesor sięgnął po szklankę, upił łyk i ciągnął dalej.
-Glicynus, jak sam napisał, zaciekawił się kogo tak panicznie bali się piraci i wysłał jedną kohortę na zwiad. Po dwóch dniach, kiedy nikt nie wrócił, Legia Ferrata weszła w lasy Bichaca. Ta część zapisków zawsze była niejasna. Glicynus opisywał w nim rzeź swego legionu. Doszedł do wsi, ale nikogo i niczego nie zastał. Legioniści tradycyjnie podpalili zabudowania i rozpoczęli odwrót. Nagle zasypał ich grad strzał. Natychmiast przyjęli szyk testudo, czyli żółwia i przygotowali się na odparcie ataku. Wiesz co to jest żółw?
-Tak – skinąłem głową.- Żołnierze okrywają się tarczami. I idą tak razem…
-Dokładnie. Tu urywa się spójność „Wspomnień”. Uważaliśmy, że kopiści przepisujący Wspomnienia zmyślali ten fragment , albo go wyolbrzymiali. Ktoś nawet wysunął teorię, że Glicynus mógł oszaleć od tego i napisał bzdury. Fakt faktem, fragment ten opisywał masakrę Legia Ferrata. W ciągu kilku godzin Ferrata straciła kilkuset legionistów, nie widząc nawet przeciwnika. – Nagle zmienił temat -Dwa lata temu w Kornstantynopolu pod kościołem Haga Dorfia, podczas prac renowacyjnych odkryto bibliotekę z IIX w. Powinieneś pamiętać lub choćby słyszeć?
-Oczywiście! Było to przecież sensacyjne znalezisko! Ponad 6 tysięcy zwojów!!
-W śród nich znaleziono zwój „Wspomnień”, prawdopodobnie jest to oryginalny rękopis Glicynusa, albo jego pierwszy odpis. Czytałem go. Kopiści nic nie zmyślili, ani nie dodali, oni WYCIĘLI spore fragmenty, bo nawet dla nich były zbyt niewiarygodne i przerażające.

CDN...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kocur dnia Pon 9:45, 17 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
leon
moderator



Dołączył: 21 Wrz 2008
Posty: 572
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Darlowo

PostWysłany: Sob 20:50, 15 Sty 2011    Temat postu:

A oto część II....

-Co masz na myśli?
- Nie bardzo wiem jak mam to Tobie powiedzieć, bo brzmi to jak jakaś bajka… Widzisz, Marcjusz Barbatus Glicynus był najlepszym generałem Cesarza Justyninusa, twardo stąpającym, nie znającym litości, pragmatykiem. Więc mam pytanie, czy mógł w jednej chwili oszaleć, zwariować, a w następnej dalej być Biczem Bożym cesarzy? A służył jeszcze koło 15 lat nim odszedł na Honoria Emerytia.
-Goran, nie jestem psychiatrą, do cholery!! Skąd mam to wiedzieć?
-Mimo to, proszę pomyśl i odpowiedz mi.
-Kurczę, naprawdę nie mam pojęcia, ale nie wydaje mi się… - odparłem niepewnie.- Ale każdemu może przecież odbić…
-Ale czy tak by twierdzić, że pokonali go jego właśni, martwi, żołnierze?
-„ Ja pitole, on zwariował!!” – pomyślałem – „Prawdziwy świr” – ale Goran ze stoickim spokojem ciągnął dalej.
-Glicynus napisał, że nie widzieli łuczników, nikogo nie widzieli… Jakby to sam las strzelał. Nawet najmniejsza szpara w linii tarcz ściągała strzały. Taka taktyka całkowicie zaskoczyła legionistów. Rannych i zabitych było coraz więcej. Nie sposób było iść dalej do przodu z tyloma rannymi. Na nic takiego nie byli przygotowani. Glicynus jak sam napisał, zapytał centurionów o zdanie. Jeden z nich, Flawiusz Dentatus, zaproponował zaatakować mimo wszystko, nawet jeśli się nie uda, to da to czas innym na odwrót. Do walki rzucić się miały dwa manipuły, a reszta legionu pod ich osłoną ruszyć do przodu. Napijesz się jeszcze? Tak? To nalej. Teraz Twoja kolej. Glicynus zgodził się, bo lepsze to jak zagłada wszystkich. Oddali honor i legioniści ruszyli do ataku, a reszta biegiem popędziła przed siebie. Pomysł udał się, widzieli już kraniec lasu, kiedy ktoś zawołał, że z tyłu widzi legionistów. Wstrzymano bieg, by trochę odetchnąć, i dać czas reszcie z tych osłonowych manipułów, by ich dogoniła… Kiedy dobiegli… Glicynus napisał, że spojrzał w oczy śmierci, bo gonili ich ci, co zginęli jako pierwsi. Martwi legioniści, naszpikowani strzałami, porąbani i pocięci, przybiegli z bronią w ręku i uderzyli na swoich żywych towarzyszy… Uderzyli w milczeniu z taką furią, że choć legioniści próbowali stawić opór, to cytując Glicynusa „ale jakże można zabić coś co już nie żyje? To była walka bez strachu i dbania o siebie. Zabijać, zabijać, tylko to się liczyło, a ich furia nie miała sobie równych.” Na miejsce rozsiekanych wciąż przybiegali następni. Straty były ogromne, ale legion cofał się w miarę składnie. Byli prawie na krawędzi lasu, kiedy zaczęli przybiegać ich towarzysze, którzy padli w walce z tymi „wskrzeszeńcami”. Wtedy szyk poszedł w rozsypkę i wszystko wzięło w łeb. Wybuchła panika i zaczęła się paniczna ucieczka. Po raz pierwszy w swojej historii Legia Ferrata uciekała. Uciekała tak, że porzucono nawet rannych. Generał napisał, iż od całkowitego pogromu i rzezi uratowało ich to, że nieumarli, jaki ich nazwał, zatrzymali się na brzegu strumienia.
Siedziałem i patrzyłem na niego jak… Sam nie wiem jak. To co powiedział wymknęło mi się z jakiegokolwiek normalnego pojmowania.
-Dziwne to dla Ciebie, co? Nie przejmuj się, każdy tak na początku reaguje. – powiedział spokojnym głosem – „ Wspomnienia” Glicynusa są jednym z najbardziej, jeśli nie najbardziej, wiarygodnym, dokumentem z drugiej połowy pierwszego tysiąclecia. Z wyjątkiem tego jednego fragmentu.
-Jesteś pojeb, jeśli myślisz, że w to uwierzę!!! - wrzasnąłem.
-Na dziś wierzy w to połowa Uniwersytetów na świecie. Chcesz podzwonić? Dam Ci numery… Bo widzisz udało nam się zweryfikować trochę ten fragment… Z pozytywnym wynikiem… I to że ludzie modląc się „od Bichacia wybaw nas Panie”, robią to nie bez powodu. Bo widzisz, w Bichaciu nie zapominają… Nikogo… Niczego… Nigdy…
-Chcesz powiedzieć, że oni tam…
-Tak, ale jest nie tak jak myślisz, jest jeszcze gorzej niż myślisz. Nie tylko pamiętają, co się działo i gdzie. Oni do dziś przechowują w rodowych siedzibach trofea po tamtej i wszystkich innych rzeziach. Hełmy, miecze, tarcze! Widziałem je na własne oczy!
-Ty nie mówisz poważnie!!- nie mogłem w to uwierzyć. To się nie mieściło mi w głowie!
-Fascynujące, prawda? Ponad 1200 lat i wciąż to mają… Polać jeszcze? – zapytał z troską w głosie.
Spojrzałem na pustą szklankę i stwierdziłem, że wypiłem ją duszkiem… 50 gradusów a weszło jak woda.
-Poproszę… I nalej do pełna, chyba się mi to przyda… - i nagle mnie olśniło.
-Dlaczego, do cholery, nikt nie słyszał o tym miejscu?! To przecież jest niesamowite!!! – zawołałem przejęty.
-Z bardzo prostego. Bo tego nie rozgłaszają. A zresztą Bichać to BARDZO wrogie dla obcych miejsce… Niewielu chce tam w ogóle jechać, bo miejscowi, jakby to powiedzieć słyną z endemicznej, „aktywnej” wrogości do obcych.. I mimo iż Bichaćckie Behemoty są wiecznie głodne, to taki napływ intruzów… A zakopywać nie mają już za bardzo gdzie…Przez dwanaście wieków TROCHĘ się TEGO nazbierało… Więc odstraszają ich jak mogą, a mogą i uwierz mi, potrafią TO robić.
-To jak TO Ty widziałeś?... I jakie Behemoty? I jak to nie mają gdzie zakopywać? Ja chyba zwariuje!!!!! – zawyłem.
-Poczekaj, dowiesz się, ale o Bechemotach to dopiero będzie w XIII wieku. Na czym to ja stanąłem?
-Dlaczego TY to widziałeś?! – warknąłem.
-Widzisz… Obecny Sołtys Bichacia, Sutan to… my eeee tego… to…- Goran zrobił się czerwony jak burak.
- Twój kochanek?! – mruknąłem jadowicie i następne co wiem, to to że Goran podnosił mnie z podłogi. Z rozbitego łuku brwiowego lała się krew. Prawie mi połowę gęby urwało … Ma facet parę, a przy tej posturze to było nie wiarygodne…
-Aleś mi jebnął… Musiałeś?- stęknąłem, sprawdzając zęby. Były wszystkie, choć parę się ruszało.
-Ciesz się że żyjesz! – warknął - Lubię Ci, ale uprzedzam, następnym razem, to Cię zajebie. To mój pradziadek, jełopie.
-O kulwa… Ale on jest pod cteldziestke… - nie uwierzyłem mu…
-Nieźle się, skurwiel, trzyma, co? – zachichotał Goran, podając mi kolejną szklankę na znieczulenie. - Ma 94 lata. I jest 64 Sołtysem Bichacia znanym z nazwiska i czasu sprawowania urzędu. Chla od urodzenia jakieś zielone cholerstwo Znachora to i efekt widać.
-Znachola? – wysepleniłem. Myślałem już że niczym nie zaskoczy, a jednak…
-Dojdziemy i do niego, ale to dopiero w XIX wieku…

-Powiedz mi, co wiesz o krucjatach? – zapytał.
-To, ze byly, a cio?
-Dobra, to poczekaj, bo muszę się odlać… Zaraz wracam, polej za ten czas… - i wyszedł, ja złapałem za telefon i zadzwoniłem do Starego.
-Sefie…
-Masz jakieś informacje? – gwałtownie mi przerwał.
-Chyba siedzimy s lenkom f gófnie. To się f pale nie mieści… - sepleniłem z trudem.
-Jest jeszcze gorzej! Właśnie w tej chwili, Sułtan Burneji i Królestwa Conga, czyli największa potęga naftowa świata, skończył swoje oświadczenie, cytuje: „Dopóki my żyjemy i istnieje nasza dynastia uważamy Bichać za naszego przyjaciela, a przyjaciół my, nie mamy w zwyczaju zostawiać w potrzebie. Każdy, powtarzam, każdy, kto wtrąci się w sprawy naszego umiłowanego Bichaćckiego przyjaciela, wbrew jego woli, odczuje nasz SROGI GNIEW!”
Usłyszałem otwierane drzwi, więc rzuciłem głośno:
-Dzęki Sefie – i rozłączyłem się, mam nadzieję, że zrozumie, że jestem zajęty.
-Golan – powiedziałem odwracając się – Jest kupa. Sultan Bulneji powiedział, ze psypieldoli kasdemu kto lusy Bichać!
-Nie dziwię się. W końcu od 130 lat kupują od Bichaćczyków Bechemoty to i dbają o swoje. – mruknął, a ja… Cóż… Napiłem się… I to duszkiem…

-Kolejna wzmianka, a raczej wzmianki, są z XI wieku. Z czasów pierwszej krucjaty. Otóż kolumna krzyżowców doszła do dzisiejszego Wyszechoru i stamtąd mieli skręcić na zachód aby w trzy dni ominąć Bichać, ale dowodzący, margrabia Manfred von Wpupeszturchen z Gejlandii, zwymyślał przewodników i kazał iść dalej, ale nawet stojąc na szubienicy woleli umrzeć niż wejść w te lasy. Ostatecznie puszczono ich wolno, a sami krzyżowcy ruszyli dalej, prosto przez lasy Bichaća. Co tam zaszło nie bardzo wiemy, ale te wzmianki, to są dokumenty lokacyjne z 1098 roku trzech kościołów i jednego klasztoru, jako wotum dziękczynne wielmożów z krucjaty za cudowne ocalenie z lasów Bichaća … „ I pokarał Pan pychę naszą zsyłając Anioła Zagłady…”. Te kościoły stoją zresztą do dziś, i do dziś modlą się w nich „ od zła z Bichacia ustrzeż nas Panie”.

CDN.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez leon dnia Sob 20:52, 15 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kysio
TEAM 30



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:18, 24 Sty 2011    Temat postu:

Hitu to dla Ciebie!! Uprzejmie proszę o wypowiedzi na temat stylu i treści Kronik na PW. Wszelka krytyka mile widziana.

- Wies, tludno f to ufesyć…- wysepleniłem, masując gębę.
- Wiem. Poszukiwanie tych wszystkich dokumentów zajęło nam 20 lat… Na początku jak udało się nam znaleźć dwa, trzy dokumenty rocznie to był wielki sukces. Jakieś 8 lat temu poszło z górki kiedy jeden ze studentów wpadł na nową metodę wyszukiwania danych i rozesłał to wszystkich uczelniach w regionie. Wtedy zaczął się młyn…- zamyślił się – Ciekawe kiedy Stolica Apostolska zabierze głos w sprawie Bichacia? – mruknął zamyślony.
Z szoku o mało co się nie udławiłem palinką. Kiedy przestałem kaszleć tym cholerstwem, popatrzyłem na Gorana jak na kosmitę i to takiego zielonego z antenkami!
- A co ONI mają z NIMI wspólnego?! – z wrażenia przestała mnie boleć gęba.
- Słyszałeś kiedyś o Zgromadzeniu Miecza Pańskiego? – zapytał.
- Dobry Boże!! A któż o nich nie słyszał! Komandosi kościoła! – zawołałem. - Podobno od wieków, są każącym ramieniem kościoła podległym bezpośrednio papieżowi, ale nikt nigdy im nic nie udowodnił, bo nie można znaleźć kogokolwiek kto przyznaje się, że jest od nich, bo niby są, ale ich nie ma! Są jak cholerny cień!
- Hihihihihihihihihihihi… - chichotał ubawiony. – Komandosi? Dobre! I nawet nie wiesz jak blisko prawdy jesteś i fakt, są od wieków! A konkretnie od 1128 roku… W 1119 roku po raz pierwszy usiłowano podporządkować Bichać. Odbyło się to na rozkaz margrabiego Pawła z Darlovii zwanego Palownikiem i nie bez przyczyny, że tak powiem. To bardzo mroczna postać pozbawiona jakichkolwiek hamulców moralnych. 6 razy owdowiały, 3 ścięte, 1 utopiona, 1 nie przeżyła nocy poślubnej i 1 wbita na pal, tak jak i cała opozycja i wszyscy wrogowie i jeńcy jacy kiedykolwiek wpadli mu w ręce. Podczas bitwy pod Peszechorem w 1117 roku wyrwał Wezyrowi Mechmetowi gołymi rękoma serce i rozszarpał je zębami na strzępy na oczach jeszcze żyjącego. To na nim wzorował Stoker się pisząc Dlakule w 1896.
- Nieźle… - mruknąłem – Fajny sąsiad!
-Jak już mówiłem, na rozkaz Pawła, zwołano na zajazd, by „ przywrócić porządek miły Bogu”, okolicznych możnych i rycerstwo. Zajazdem, w tej okolicy, nazywano brutalny podbój ziemi sąsiada, na podstawie upoważnienia SWOJEGO suzerena, przy czym nieważne było, kto jest w danym momencie jej właścicielem. W tym czasie na równinie Bichaćckiej było już 41 wsi i kilkadziesiąt siół podległych władzy Sołtysa i był to cholernie łakomy kąsek. Zajazd skończył się masakrą. Poległa ponad połowa z atakujących. Paweł Palownik rozpętał medialną burzę, mówiąc współczesnym językiem. Oskarżył Bichaćczyków o wszystko co możliwe. O czary, konszachty z diabłem, o demony , o co tylko mógł. I miał na to wielu świadków… Nikt nie słuchał Sołtysa, że to był brutalny i krwawy najazd. Kolejna wyprawa poszła na Bichać w maju 1120 roku, ale już jako krucjata by walczyć ze złem. Zakończyła się w czerwcu pogromem krzyżowców. Niedobitki dogryzały wilki. W świat poszły straszne wieści, o walce z czarami i wcielonym złem. Zaczęło ściągać rycerstwo z całej Jewuropy. Kolejne wyprawy poszły w 1122, 1124 i 1126. Wszystkie były krwawe, ale każda kolejna docierała dalej. Straty Bichacia musiały być ogromne, bo w 1127 roku Sołtys Mikuć pojechał do Stolicy Apostolskiej. Jakie i o czym były rozmowy nie wiemy. Łatykan milczy na ten temat, wcale nie odpisują na nasze listy. Wiemy jednak, iż w 1128 roku na miesiąc przed kolejną wyprawą Innogrosz II odebrał wyprawie status krucjaty. Mało tego w specjalnej bulli, której mam tylko XVI wieczny odpis, zawiadamiał, iż nie życzy sobie by rycerstwo przelewało swoją, tak mu drogą, krew w Bichaću, oraz by wykorzenić zło wysyła swoich rycerzy, więc rycerstwo zaczęło się rozjeżdżać, zaś Paweł Palownik dostał szału, ale nie miał wyjścia i zatrzymać rycerstwa nie mógł. Wtedy po raz pierwszy na łamach historii pojawia się Zgromadzenie Miecza Pańskiego.
- Nic nie kumam – powiedziałem – to jakiś gruby wałek! Tyle się bronili i nagle poddali?! Dlaczego? I co to ma wspólnego z dzisiejszą sytuacją?
- Ma i to wiele… I skąd to przypuszczenie, że poddali? Hehehehehe – zarechotał – wałek powiadasz? I to gruby! Widzisz do Zgromadzenia nie można wstąpić, tam się dostaje zaproszenie. Na ten zaszczyt trzeba ciężko zapracować. I nie każdy zaproszony zostaje przyjęty. Zgadnij kogo zapraszają?
- Jobanyj w rot... – zakląłem szpetnie – nie mam pojęcia!!
- Nie denerwuj się, hehehehehehe, tylko i wyłącznie żołnierzy. Oficjalnie są zgromadzeniem pokutniczym, wiesz, jak żołnierze to i mają za co pokutować... Wstępując do nich tracisz imię, nazwisko, rodzinę, tożsamość, w ogóle przeszłość. Swoją pracą i postawą dla Kościoła pracujesz na swoje zbawienie… Otóż rycerze zgromadzenia przybyli do Bichacia jesienią 1128 roku wraz z bullą zawiązującą Zgromadzenie i oddającą im pod opiekę Bichć, wraz z przyległościami i spornymi terenami. Było ich ledwie 63, ale nawet Palownik zwątpił jak ich zobaczył i pokornie ustąpił. Zgromadzenie zbudowało dwie komandorie, jedną reprezentacyjną w Wyszechorze, drugą w Bichaciu. Do 1880 roku zbudowali jeszcze 7 komandorii, a raczej domów reprezentacyjnych, ale to właśnie ta Bichaćcka zawsze była najważniejszą, i to w niej nowi członkowie Zgromadzenia odbywali nowicjat i to tam nadawano członkostwo i wybierano Wielkich Mistrzów. Zachowała się notatka Lorda Oxykorta do szefa gabinetu królowej Elżbiety XXIII, żeby na wzór Zgromadzenia Miecza Pańskiego zreorganizować Królewską Służbę Wywiadu. Tak było, aż do 1919 roku kiedy po rewolucji władzę przejęli Łysy i spółka i powstała Federacja Rad. Pomimo wydalenia Zgromadzenia nie tknęli komandorii w Bichaciu, choć zniszczyli tę w Wyszechorze. Co dziwniejsze, od 1966 roku, aż do rozpadu pozwalali w bichaćckiej komandorii na półroczne turnusy „wypoczynkowe„ grupom po 10-20 osób z paszportami Łatykanu. A przecież w 1960 roku na Równinie Bichaćckiej zorganizowano poligon 6 Dywizji Powietrznodesantowej, wiesz jaką mieli paranoje na punkcie tajności. Zdumiewające, co? Nawet później, już w trakcie wojen domowych po rozpadzie Federacji pojawiały się tam pojedyncze grupy. A najlepsze jest to, że opiekunami KAŻDEJ grupy był Znachor z Sutanem! Widziałem dokumenty specsłużb, chłopie!
- Jasna cholera !- wymskło mi się – Najpierw Sułtan Burneii i Łatykan, a teraz wywiad Łatykanu i specsłużby Federacji… Muszę się napić… I zadzwonić do Szefa! Tak w tej kolejności!
-Hehehehehehe – rechotał polewając – a dzwoń, ale pamiętaj jesteśmy dopiero w XII wieku!
Reakcja Starego była dziwnie spokojna.
-Zgromadzenie Miecza Pańskiego? Ale bajzel! Jeśli to prawda… Od rewolucji w 18tym nic o nich nie było słychać. Nie sądziłem, że jeszcze w ogóle istnieją! – i dodał:
-Dostałem wiadomość, na MÓJ PRYWATNY numer – podkreślił – bo nie mogą się do Ciebie dodzwonić, do tych piwnic, że cytuję „ Mafia Geriatyczna zaprasza Ciebie jak wyjdziesz od psora na, białą pod ogóra”… Możesz to mi wytłumaczyć?!
- O KULWA! – prywatny numer Starego znało może z 10 osób, a tu… - Szefie to Wilczak i spółka… TEN Wilczak! Od wojska!
- O KURWA! – teraz to Stary był w szoku.
10 lat temu jakiś idiota wpadł na pomysł zreformowania służb specjalnych i przy okazji pozbycia się tzw. betonu i komuchów. W rezultacie rozpieprzyli wszystko w drobiazgi. Wywiad jako taki, fizycznie przestał istnieć. Doszło nawet do sytuacji w której, jakiś oszołom dał prasie listy agentów wywiadu wojskowego naszego kraju. Katastrofa, goniła katastrofę. Winny być musiał, więc całą winę zwalono więc na tych co jeszcze trwali na posterunkach i ratowali co się dało. Usmażono ich publicznie na stosie za „bałagan w resorcie”. Odeszli w strasznej niesławie jako komuchy, betonowe dupy, głupcy i sklerotycy, Wilczakowi sugerowano wręcz by zbadał się na Alzhaimera. Po roku, kiedy politycy odeszli, wszystko ucichło i zmieniła się opcja polityczna, okazało się, że armia jest ślepa i głucha. Nowa zgraja politykierów i oszołomów znowu rzuciła się na armię, że znowu pieniądze w błoto, że niekompetentni, że sramto i owamto... Jednak nowy naczelny miał jaja na miejscu i powiedział dobitnie, by się odpierdolili, bo Armia wystawi rządowi rachunek za „reformy” i to nie w sądzie... A z trybuny na „tajnym” posiedzeniu ( czyli wszystko było w porannych wydaniach ) przedstawił, ile kosztowała nasz kraj, poprzednia „reforma” i co on, jako dowódca sił zbrojnych, o tym myśli. Zaczęto próbować ściągać z powrotem starych, wytrawnych graczy, ale napotkano na solidarny mur obojętności. Wymawiali się , śmiejąc w twarze nowych, tym o co ich oskarżano, czyli betonowymi dupami, głupotą i sklerozą, Wilczak zaś badaniami na Alzhaimera. Przeciekło to do prasy i podniósł się raban, zaczęto zadawać pytania kto do tego doprowadził i dla czego? Odpowiedź była miażdżąca. 30tu lat doświadczenia, szacunku wrogów i kontaktów kupić się nie da. Mimo że oficjalnie byli obrażeni, podobno czasami coś podpowiadali, czasami gdzieś się przejechali, na tyle skutecznie, że nazwano ich Mafią Geriatyczną...
- Dlaczego TY? - zapytał po chwili.
- Wilczak był bliskim przyjacielem ojca. Nie raz siedziałem mu na kolanach. Ale dlaczego teraz to zaproszenie? Pojęcia nie mam! – a odkładając słuchawkę zdałem sobie sprawę z jeszcze jednego faktu. – I skąd wiedzą gdzie jestem?!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kysio dnia Pon 21:22, 24 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kysio
TEAM 30



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:11, 02 Lut 2011    Temat postu:

W szoku wpatrywałem się w słuchawkę. Dopiero kiedy Goran potrząsnął mnie za rękę dotarło do mnie, że coś mówi.
- Chłopie!! Wszystko w porządku?
- Nie, kurwa!! Nic nie jest w porządku!!! – jęczałem
- Uspokój się. Odsapnij i głęboko oddychaj!
Pomogło. Po chwili znowu mogłem myśleć.
- Goran, o co tu naprawdę chodzi, co? Z tym Bichaciem… Proszę powiedz, bo ja już nic nie rozumiem…
- Wiesz, to tak naprawę sam nie wiem o co im poszło… Ja też tego nie rozumiem, ale wiem jedno. To jest dopiero początek, oni nie zrobili tego bez przyczyny. Gdyby chcieli naprawdę niepodległości to z ich kontaktami wystarczyłyby, moim zdaniem dwa, trzy telefony i było by po zawodach, a referendum byłoby czczą formalnością.
- Cholera!!!! Sułtan, Łatykan, wywiad Łatykanu, specsłużby Federacji, Mafia Geriatyczna, ciekawe co jeszcze? – mruczałem pod nosem.
- Mafia? – zapytał Goran – Nie słyszałem by mieli coś do Bichacia po tym jak dostali klapsa w 68mym.
- Że co? – zapytałem zdziwiony.
- Cycylijska Coomorra w 1967 zaczęła organizować kanał przerzutowy prochów do Federacji przez Bichać. Wysłali transport, podobno pół tony z solidną obstawą. Nikt, niczego, nikomu nie udowodnił, ale wszyscy wiedzieli, że Sołtys, ku uciesze policji, się nie pierdolił i załatwił sprawę, po Bichaćcku. Po tygodniu na płocie dookoła willi Dona zawisło 76 głów. Byli to ludzie z obstawy, umówieni celnicy, umoczeni milicjanci, miejscowi, w sumie każdy, kto miał cokolwiek z tym wspólnego. Tak, że mafia odpada. Nie wejdą tam. Nawet ci z Południowej, próbowali w 80tym, ale dżudżu Znachora ich zniechęciła.
- Dżudżu?!
- Yyyyyyyyy… Wiesz o tym akurat nie mogę mówić… Ale pamiętasz masakrę Glicynusa?! – kiwnąłem głową – Oni tam w Południowej mają fioła na punkcie magii i zombie, to im Znachor pokazał profesjonalizm w tej dziedzinie. Złapali dwóch z nich i na ich oczach zarżnęli i z miejscowym Chirurgiem, wypatroszyli, naprawdę wypatroszyli, a Znachor w 40 sekund „ożywił” ich, dał karabiny i kazał pozabijać resztę. Z całej gromady zwiało ino trzech.
- Zombi?! W 40 sekund! –„ Kurwa MAĆ!” zadudniło mi w głowie.
- Też jestem zdziwiony… Musiał być wtedy zdrowo nachlany, bo normalnie to wstają od razu.
- Boże…
- Akurat On chyba raczej nie mam z tym nic wspólnego… Także oni też za nic tam nie wejdą. Ale wracajmy do historii, jeśli, oczywiście, chcesz posłuchać dalej.
- Za nic bym tego nie odpuścił. – powiedziałem
- Tak więc w 1128 roku nad Bichaciem władzę zwierzchnią przejęli wielcy mistrzowie Zgromadzenia. Z zapisków i kronik wynika, że warunki jakie dali ludności były wtedy więcej niż luksusowe. Żadnych podatków z wyjątkiem 1/10 zbiorów i zwierząt, oraz 20 dni pracy na rzecz Zgromadzenia w roku, ale nigdy nie brali więcej niż potrzebowali, więc zazwyczaj było to nawet 1/20 lub mniej. Dzięki temu, już pod koniec trzeciej ćwierci handel bichaćckim zbożem i bydłem stał się podporą całego regionu. Nie wtrącali się w rządy nad regionem, wszelkie sprawy pozostawiając samorządowi i Sołtysom . Sołtys Mikuć uchwalił wtedy podatek w wysokości 2 groszy wyszechorskich rocznie od łana ziemi na rzecz Bichacia z zaznaczeniem 1 grosz na cele społeczności i 1 na obronę. Braciszkowie w to też się nie wtrącali, a nawet nie raz bronili Bichacia z mieczem w ręku na dworach Jewuropy. Znany jest pojedynek markiza d’Sru z bratem Janem, który odbył się w 1391 roku na dworze Fcuskim. Markiz publicznie zarzucił bratu Janowi, iż pod płaszczykiem religijności wspierają pogaństwo, oraz kult diabła i diabelskie praktyki w Bichaciu. Brat Jan wyzwał go na Sąd Boży. Do historii przeszła rozmowa markiza i króla – markiz:
- „ Na honor, mam się bić z mnichem?”. A kiedy Jan zdradził swoją tożsamość królowi i wtedy król powiedział:
– „ Markizie, brat Jan nie jest mnichem i ma pełne prawo wyzwać Ciebie na Sąd Boży i dlatego proszę ukorz się i przeproś za swe słowa.” A kiedy odmówił i jeszcze rzucił w twarz rękawicę, odparł „niech Bóg Litościwy ma Cię w swojej opiece, bo ja już nie mogę…”. A potem brat Jan rzuci w twarz markiza swoją rękawicę. Pojedynek przełożono o tydzień, bo markiz miał złamany nos i powybijane zęby.
Wjeżdżając na miejsce Jan nie zsiadł z konia, tylko ścisnął go kolanami tak mocno, że bydle zwaliło się bez tchu na ziemię, a Jan zwinnie na niej stanął.
Już w pierwszym zwarciu brat Jan rozrąbał, jednym uderzeniem, markizowi głowę i korpus, aż do mostka, wraz z przyłbicą i zbroją i całą resztą… Takich wypadków jest jeszcze kilka, ale wszystkie skończyły się mniej więcej tak samo.

Zacząłem sobie wyobrażać takiego człowieka. Boże, czy tacy ludzie w ogóle istnieli?! Czarnynager pakował, cholera, wie ile lat, ale czy by tego dokonał?!

- Mimo tego wszystkiego Bichać miał coraz bardziej ponurą sławę. Z lasów dochodziły straszliwe wycia wilków… Czasami z tych lasów wyrywało się coś innego niż wilki. Nie raz znajdywano straszliwie porozrywane szczątki ludzi i zwierząt, jednak niemal zawsze pojawiali się braciszkowie ze Zgromadzenia, płacili hojnie za szkody i ruszali tropić bestie, więc skarg za bardzo nie było.
W 1197 roku na mocy układu ze Sromoty Równina Bichaćka weszła w skład Korony Bałkańskiej i od tego momentu datuje się jej jeszcze bardziej ponura sława. Po koniec XIII wieku pod władzą Sołtysów był obszar wielkości księstwa z którego do skarbca królewskiego nie spływały podatki i daniny. Wywołało to oczywiste zainteresowanie króla Twerda, który złożył tam wizytę w marcu 1298 roku. Jak pisze kronikarz królewski Magnus im bliżej granic Bichacia tym opowieści ludności były straszniejsze. Na granicy lasów Twerda powitał Sołtys Chrywko wraz z Mistrzem Komandorii bratem Jakubem po czym ruszyli do Bichacia. Król, oraz całe jego otoczenie, był zaskoczony organizacją i bogactwem krainy i samym Sołtysem. Drogi którymi jechali były starannie utrzymane i oznaczone, wsie wybrukowane i otoczone solidnymi umocnieniami. Kontrast musiał być szokujący, bo Król zapytał o to. Magnus zanotował odpowiedź Chrywki.
- „ Miłościwy Panie, Koło uchwala Prawa, ja Sołtys z woli Koła mam władzę i mam dbać o jego przestrzeganie. Komu nie wola, niechaj zaciska zęby i je przestrzega, albo uchodzi, bo innej drogi nie ma, a Prano nakazuje dbać o drogi i mury. Każdy, komu się cosik w Prawie nie podoba może na pergaminie to spisać i na radę Koła złożyć, gdzie odczytane zostanie i pod obrady oddane i jeśli słusznym się okaże, jako Prawo uchwalone zostanie. Co do waśni Koło mężów zacnych na sędziów obiera i na ich osąd w sprawach się zdaje. A kary arcyzacne mamy, to i ludzie w zgodzie żyć wolą.”
- Kurczę – mruknąłem - toż to chyba pierwsza deklaracja praw obywatelskich w historii!
- A żebyś wiedział! Bichać zaczął płacić podatek na rzecz Korony w 1 grosza od łana i nigdy w historii Królestwa Korony Bałkańskiej się nie spóźnili z jego uiszczeniem, co było swoistym ewenementem. W stolicy zaczęto z czasem mówić terminowy jak bichaćcki podatek. W czasie wizyty doszło do incydentu, który zmroził krew w żyłach Króla i dworzan. Mieszkańcy miasteczka Nowe Bilice poskarżyli się Sołtysowi na bandę zbójów napadających na kupców na północnym trakcie, rzekomo z bichaćckich lasów. Magnus zapisał iż Sołtys skargi wysłuchał i zapytał o dowody. Mieszczanie powiedzieli, że trop zbójców zawsze dochodził do granic, a oni wolą ich sami nie przekraczać. Po dniach trzech Sołtys zaprosił Króla i mieszczan na egzekucję owych zbójów, których nocą pojmano czternaścioro na gościńcu na rabunku, mordach i gwałcie. Okazali się nimi synowie i dwie córki miejscowej szlachty i miejskiego patrycjatu, którzy w ten sposób się „zabawiali”. Podniósł się wieli lament matek i posypały groźby ojców. Nie pomogły prośby że nie godzi się tak szlachcica traktować. Cytując za Magnusem:
- „Nie interesuje mnie urodzenie, ni pochodzenie, szlachcic, nie szlachcic, zbój jest zbójem i litości nie będzie! Mogliśta ich lepiej pilnować”. - Po czym wszystkich żywcem obłupiono ze skóry, którą ich związano i przy trakcie tak obłupionych wbito na pale. Rozpętała się wielka burza. Król, do którego się odwołano, przemyślał wszystko i ukarał Sołtysa czyniąc go odpowiedzialnym za prawo i porządek na traktach dzisiejszej Sabrii i Horwyrcji. Masakra przeszła do legendy jako bichaćckie porządki. Na pale wbijano bez żadnej litości. Paru magnatów spalono żywcem we własnych zamkach. Ale po jakimś czasie kupcy zaczęli mówić, że po tych traktach naga dziewczyna z workiem złota mogłaby spacerować nie niepokojona. A już w 1210 w pierwszym „Diariuszu norymberskim czyli traktów Jewuropy opisie” zaleca się te trakty jako najbezpieczniejsze i że warto drogo nadłożyć, by sen był spokojny.
- Ale huśtawka! – byłem zdziwiony.
- To, to nic. Wiosną 1233 roku Orda najechała Królestwo Bałkańskie. Na podbój ruszyło 250 000 Ordyńców. W bitwach pod Brdiciem 6 kwietnia, nad Splewą w 1 maja i Szekezerewą 30 maja wojsko królewskie zostało rozgromione. Kraj był otwarty na podbój. Orda niosła śmierć, zgliszcza i niewolę. 22 lipca Kukuj-chan dowodzący południowym odłamem Ordy liczącym 70 000 jeźdźców wysłał grupę 20 000 na rozpoznanie w kierunku Wyszechoradu . Rankiem 24 lipca, mieszkańcy widząc łuny pożarów, zdążyli, tylko wysłać gońca z prośbą o pomoc do Sołtysa i zamknąć bramy, gdy zaczął się szturm na miasto. Mieszkańcy wytrwali cały dzień, ale wszyscy zdawali sobie sprawę, że ranka nie dożyją. Bichać nadszedł nocą i zaczęła się walka. W kronikach miejskich, a są dwie, napisano że nawet zaprawieni w bojach rycerze pobledli od tego, co dochodziło z za murów. Przed świtem wszystko zaczęło ucichać z wyjątkiem potwornych wrzasków, a kiedy podniosła się mgła, ludzie ujrzeli jak bichaćckie kobiety kończą dożynać rannych, mężczyźni wbijać na pale żywych, a wilki setkami, jak psy spasione, włóczyły po pobojowisku. Później mieszczanie policzyli, że pokotem leżało 12000 ordyńców, a na pale nabito ponad 3000. Nadmieniam iż wedle spisu z 1231 bichaćckie dobra Zgromadzenia liczyły wszystkiego 14331 dusz, czyli mężczyzn, kobiet i dzieci. Jak policzyliśmy, maksymalnie, z lasów mogło wyjść koło 4000 ludzi. Zastanów się teraz nad tym,a Orda była w tym czasie NIEPOKONANA.
- Wiesz zaskoczenie, noc, pewność siebie… - mruczałem nieśmiało.
- Co Ty pierdolisz, to tak jakby banda wieśniaków, bez noc WYJEBAŁA dywizję zwiadu US Marins!! Jest to, kurwa, realne?!?!
- YYYYYY… No fakt. Mało. – przyznałem.
- Kronika Ordy mówi iż… Wiesz coś o kronikach Ordy i w ogóle o samej Ordzie? – zapytał.
- Ni chuja. – doparłem szczerze.
- Kurwa, następny laik. – mruknął – Orda nim ruszyła, wysyłała wcześniej specjalnych szpiegów na interesujące tereny, występowali jako kupcy, lekarze, najemnicy. Za każdym razem było to coś innego. Zbierali oni wszelkie informacje o terenie, ustroju, społeczeństwie, polityce, układach, wojsku, słowem o wszystkim. Specjalny sztab to analizował i za pomocą złota, zdrady i obietnic starano rozbić się państwo od wewnątrz. Najazd był tylko konsekwencją tych działań. Jak już doszło do najazdu, każdy dowódca Ordy miał przy sobie pisarza, który notował wszystkie jego rozkazy i opinie dlaczego je wydał i ich konsekwencje, po to by następni wodzowie mogli się uczyć o ich czynach. Rozumiesz?
- Pierdole!... – zaniemówiłem. – Przetrwało cos z tego?
- Wszystko!! Ale w 6 językach, z chińskim włącznie i kilkudziesięciu dialektach i ciężko to odczytać, a że jest tego 5567 zwojów, a każdy ma ponad 20 metrów długości, to wyobraź sobie poszukiwania! Ale da się, jak wiesz czego szukasz. Kronika mówi że, Kukuj-chana obudzono nad ranem, posłaniec opowiedział mu o pogromie i natychmiast wyruszono na pomoc. Kukuj- chan wjechał do kotliny wyszechorskiej koło południa i choć wiedział już o klęsce to skala pogromu zaskoczyła go, a widok powbijanych na pale rozgniewał. Z gniewem zjechali pod miasto i z bliska ujrzeli pobojowisko. Ciała były straszliwie zmasakrowane. Kronikarz zapisał, że niektóre ciała miały POURYWANE członki, inne były porozcinane na połowy straszliwymi cięciami, ujrzeli ludzi i konie leżących półkolami jakby jakiś straszliwy kosiarz szedł i kosił. Zadrżały serca ordy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kysio
TEAM 30



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:38, 11 Lut 2011    Temat postu:


Ten fragment jest jednym z najdziwniejszych, jakie znaleziono w Kronikach. Zazwyczaj podawano coś w stylu „ na polu bitwy legło tylu a tylu, a wały trupów na chłopa wysokie” i co zrobiono z jeńcami. Tu jest inaczej, kronikarz dość plastycznie opisał pobojowisko i swoje wrażenia oraz towarzyszy. Według mnie, a zgadza się z tym większość, musiało to wyglądać wręcz apokaliptycznie, by wzbudzić strach i lęku u tak zaprawionych żołnierzy. Jeszcze dziwniejszy jest opis poselstwa bichaćckiego do Kukuj-chana. Kronikarz zanotował, że byli SZCZĘŚLIWI, że przybyli i to w tak wielkiej liczbie, bo cytuje „ z tamtemi to za szybko poszło i zabawy nie było”. I zaproponowali by odpoczęli z dwie msze przed bójką, a jak mocno strudzeni to i do jutra. Zważ, że nie użyto tu słowa bitwa, tylko bójka. Następnie kronikarz zapisał ze zwołano naradę, którą przerwano w połowie i zawołano dowódców na zewnątrz. Dookoła przyszłego placu boju zaczęły gromadzić się czarne ptaki wszelkich gatunków. Ale nie krakały, lecz wszystko odbywało się w całkowitej ciszy. Obsiadały wszelkie drzewa i czekały. Żołnierze byli zdziwieni i przestraszeni takim zachowaniem, a jeszcze bardziej gdy z lasu zaczęły wychodzić setki ogromnych wilków i siadać w równych szeregach , jak żołnierze. Wieczorem Kukuj-chan dał rozkaz do odwrotu. Wydaje mi się, że to wtedy chyba po raz pierwszy opisano bochaćckie bechemoty…
- Kurwa… - stęknąłem zszokowany – Bechemoty? Coś wspominałeś wcześniej. To wilki?
- Nie, ale blisko! Zdaniem kynologów, tych którzy badali te zwierzęta jest to coś pośredniego pomiędzy wilkiem, a psem, ale i tak są to wielkie sukinsyny. Te psy nie występują praktycznie nigdzie po za Bichaciem i co najdziwniejsze nie da się ich hodować, bo te które stamtąd wypłynęły prostu się nie rozmnażają, są na to zbyt agresywne. Jak znasz kogoś kto siedzi w walkach psów zapytaj go o bechemoty – zaśmiał się – swego czasu było o nich głośno. Znasz? - zapytał.
- Yyyyyy, no znam – odparłem trochę głupkowato – jest taki jeden…
- Dzwoń – zawołał nie wiedzieć czemu ucieszony.
Numer wziąłem z komórki i zadzwoniłem do Miętosławskiego. To wielki facet z ciężkim zajobem na punkcie psich walk. Zajob tak mu się rozwinął, że 8 lat temu specjalnie wyprowadził się na wieś i sam hoduje psy do walk. Telefon zadzwonił parę razy i usłyszałem spokojny, niski głos.
- Witajcie towarzyszu! Cóż to się stało?
- Witaj! Mam pytanie z twojej działki. – zacząłem delikatnie – Oczywiście nie podam żadnych nazwisk itepe, dzwonie prywatnie, ale sam wiesz, że czasami muszę zweryfikować dane.
- Hehehehehehehe – rechotał – czyli to co zwykle? Weryfikujcie!
- Czy wiesz coś o bechemotach?
- Kurwa!! – prawie wrzasnął – Pojebało Ciebie już do reszty, czy ochujałeś?!
- Posłuchaj…
- Nie to Ty posłuchaj! – przerwał mi – Cokolwiek robisz bierz dupe w troki i spierdalaj stamtąd! – w jego wściekłym głosie było słychać panikę.
- JA SIĘ TYLKO PYTAM! I to PRYWATNIE! – wrzasnąłem. – Jestem na uniwerku i gość opowiada mi jakieś bajki o bichaćckich bechemotach.
-Kurwa, kurwa, kurwa… - było słychać jak mamrota – jak jeszcze raz wytniesz mi taki numer to przysięgam Ci, że Ciebie zatłukę nim jebne na zawał! Co mówił? – zapytał już spokojnie.
- Że to dziwne psy i wielkie. I bardzo agresywne.
- Gówno tam! Raz widziałem jednego. Nie warczał, nawet nie szczekał, po prostu wszedł do klatki i stanął, a pierdolony pitbull bał się wyjść z kojca. Później spuścili „warzywo” to takie coś co nie ma już mózgu, tylko czystą agresje. Ten skurwiel złapał go za łeb i dosłownie zmiażdżył mu czaszkę, że mózg spływał mu po szczęce! Jedno wielkie chrupnięcie i 8 sekund całej walki! Później wypluł go i po prostu wyszedł.
- Kurwa…- zakląłem po raz enty.
- Żebyś wiedział! A co najdziwniejsze to bydle było jakiejś głupiej dupy. Mówiła że dostała go od jakiegoś frajera co się w niej zakochał. Jej nowy fagas zwąchał interes i zaczął wystawiać go do walk i szybko doszedłby na szczyty, gdyby nie dwóch gości co przyszło po tego psa. Po prostu weszli na sale przed samą walką o mistrzostwo Jewuropy i na niego gwizdnęli i to bydle poleciało do nich! Do dupy powiedzieli tylko, że nie jest warta bichaćckiego bechemota. Gryzli, wiesz taki wielki siwy, wpienił się, bo to było na jego terenie w Słańsku i rozumiesz poruta na całą Jewurope, kazał chłopakom wypierdolić tych wsioków i zabrać psa, ale jak podeszli, jeden zaś gwizdnął i do hali wpadło jeszcze 8 takich bydlaków i wszystkie były wkurwone i tak wściekle warczały się panienki popopuszczały w stringi. Wsioki zaś wywaliły wielkie mgolce, to takie kaemy na taśmy z pod płaszczy i zapytali: „ bawimy się czy rozchodzimy? Nie? Szkoda! Pozdrowienia z Bichacia ”. I wyszli, ot tak jak gdyby nic się nie stało!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kysio dnia Sob 19:18, 12 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kysio
TEAM 30



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 23:15, 10 Mar 2011    Temat postu:

Ciacho to dla Ciebie!!



- Przecież Gryzli trzęsie całym światkiem walk. Sam mówiłeś, że jest jak car! Nikt mu nie podskakuje!
- Wiem co mówiłem i wiem co widziałem!! Gryzli zrobił się blady jak usłyszał że to bichaćcki Bechemot. Po prostu blady. Kazał wypierdzielić frajera i tę dupę. Idiotka miała sapy o kasę i psa, zaczęła się stawiać. Gryzli piznął ją tylko raz, z liścia, a i tak posypały się zęby. Powiedział wtedy: „ Ty głupia cipo mogli nas wszystkich wyrżnąć przez Ciebie!”. Moim zdaniem był przerażony.
- Dzięki. Mam już jakiś obraz sprawy.
- Uważaj na siebie, bo ja jeszcze nie widziałem i nie słyszałem by Gryzli się bał… Rozumiesz?
Blady odłożyłem słuchawke.
- Teraz zaczynasz mi wierzyć? – zapytał z pozorną beztroską. Sam już nie wiedziałem co mam myśleć.
- Chyba tak…
- Kolejne lata są niezwykle ważne w historii Bichacia. Zadecydowały bowiem o ich losach na kolejne trzy wieki. Otóż w 1234 roku w spisie urzędników Magistratu Wyszechorskiego pojawia się adnotacja o zatrudnieniu na stanowisku kata Dudiego z Bichacia, który mając Dyplom Szkoły w Bichaciu w piśmie i prawie wprawionym był, prócz kar rejestry sądowe prowadzić miał. Jak dla nas, to prawdziwa rewolucja!!
- A niby dlaczego? – nie rozumiałem.
- No wiesz?!?! To oznacza, że w Bichaciu jest prawdopodobnie najstarsza szkoła istniejąca w Jewuropie!!! Jeśli w 1234 rzeczony Dudi został katem musiał być dojrzałym mężczyzną, przyjmijmy orientacyjnie minimum 20 lat. Tak? Czy takiemu młokosowi powierzono by księgi sądowe?
- Noooo, nie wydaje mi się – przyznałem.
- Ale jak czytamy, był wprawiony i w piśmie i w PRAWIE na co miał jako dowód dyplom szkoły, którą ukończył! A to znaczy… - zawiesił głos i wtedy do mnie dotarło! DYPLOM!!
- Wykładali prawo!!!! – wrzasnąłem – Ale do tego potrzebny był status uniwersytetu!!
- Heheheheheheh – rechotał ubawiony – niekoniecznie, zależy kogo znasz… Masz popatrz. To odpis z kronik Łatykańskich z roku 1235. Otóż w tym roku Wielki Mistrz Zgromadzenia Hrechor zwrócił się z prośbą do Łatykanu, by w Bichaciu na podstawie szkoły przy Komandorii będącej ulokować Akademie wraz z pomieszczeniami sypialnymi dla studentów. Nauka w Akademii miałaby obejmować nauki wyzwolone, ścisłe oraz prawo z rozgraniczeniem na zwyczajowe i kanoniczne. Sutantus I wyraził zgodę na lokacje Akademii w dowolnym miejscu, co też uczyniono w roku 1237 w Wyszechorze, ale kategorycznie zakazał lokacji w Bichaciu, bo będzie to ze szkodą dla Szkoły Zgromadzenia. Jednakże w tym samym dokumencie zalecał by, najzdolniejszych uczniów z Bichacia kierować do owej Akademii na młodszych wykładowców, by wprawy i ogłady nabrali, a po ukończeniu praktyki kierować do owej Szkoły Zgromadzenia na dalszą naukę, bo pomimo ich wiedzy i zdolności wstyd tylko przynoszą swym prostactwem. Czy coś z tego rozumiesz?
- Chyba już nic – przyznałem szczerze –pogubiłem się w tym.
- Widzisz akademia, to tak jak dziś uniwersytet. Jeśli chcieli go otworzyć w Bichaciu, to potrzebowali zgody Łatykanu, bo wtedy Łatykanowi podlegało wszelkie szkolnictwo, a zwłaszcza prawo. Więc wyobraź sobie jaki poziom musiała reprezentować owa szkoła, skoro polecono wysyłać jej uczniów na praktyki jako wykładowców do nowo otwartego uniwerku i druga sprawa, wiesz skąd było dwóch ówczesnych OSOBISTYCH sekretarzy Gregora I?
- Pierdzielisz… To nie jest możliwe.
- W roku 1330 Wielki Mistrz Zgromadzenia Hrechor osobiście wysłał Hitka zwanego Podnóżkiem i Ciska zwanego Ponurym z Bichacia jako wyszkolonych sekretarzy– znowu się zaśmiał – w 1335 były to już nie szare, ale mroczne eminencje Łatykanu. Jeśli prawdą jest co o upodobaniach do płci własnej mówią kroniki o Sutantusie, to Hitek był BARDZO osobistym sekretarzem, zresztą sam przydomek mówi za siebie. Cisek zaś zarobił na miejsce w historii swoją bigoterią i brakiem skrupułów, czyli spowiadał się 5 razy dziennie, bo mordował i niszczył każdego, kogo mu wskazano. Sutantus napuszczał go na swoich wrogów, tych prawdziwych i tych domniemanych. Był jak Anioł Zagłady, pod koniec swojego życia wzbudzał taki strach, że nie mógł do nikogo iść w odwiedziny, bo ludzie na jego widok w swoich drzwiach rzucali się z okien. Ale wracajmy do szkoły w Bichaciu, bo to jest ważniejsze. Otóż w 1240 roku na uniwersytet Kawizgranie zapisało się 9 studentów. Na egzaminach wstępnych, które, nie jak dziś decydowały o przyjęciu, a jedynie sondowały poziom wiedzy studentów, owi początkujący studenci dokonali pogromu uniwersyteckiego ciała pedagogicznego. Zasób wiedzy, retoryka i logika ich wypowiedzi wstrząsnęła profesorami. W doszło nieomal do wojny między profesorami, którzy musieli przełknąć upokorzenie uznając zasadność logiki studentów po zapoznaniu się z materiałami dowodowymi na których opierali swoje wywody. Ale w sporze o prawo kanoniczne, gdy nie potrafili zbić argumentacji studenta, sam rektor Uniwersytetu E.U. Geniusz von Marienberg wykrzyknął „Bluźnierca!”. Ręka nieznanego kronikarza, który prowadził rejestr przesłuchań, zanotowała odpowiedź studenta, cytuję: „- A niby na jakiej podstawie zarzucasz mi bluźnierstwo?! Wszak w klarowny sposób przedstawiłem dowód na indolencję przy tworzeniu prawa i jego nielogiczność, a także błędy decyzji Zoborów, które po kolei zaprzeczają nie tylko tym prawom wzajemnie, ale same sobie! I to na konkretnych przykładach! Skoro nie potraficie zbić moich argumentów, Wy którzy prawa nauczcie, więc ja bluźnie? Rektorze, ukończyłem jedynie szkołę przy Komandorii Stowarzyszenia Miecza Pańskiego w Bichaciu. Przekażę mojemu byłemu nauczycielowi, iż jest ignorantem i głupcem, bo nauczył mnie kłamstw i bluźnierstw. „ Po czym wyszedł. W trzy miesiące później u Rektora z OSOBISTEGO polecenia Sutantusa I strawił się CAŁY, Najwyższy Sąd Kanoniczny, czyli 31 najwybitniejszych Łatykańskich znawców prawa, w większości cardynałów, by rozstrzygnąć skargę brata Hregora i brata Gefrajtezego ze Stowarzyszenia Miecza Pańskiego, jakoby źle wyuczyli ucznia swego. Czegoś takiego się nigdy wcześniej i nigdy później nie zdarzyło. To tak jakby na uniwerek Cagielloński zjawił się cały Sąd Najwyższy, bo nauczyciel z Pipidówka z województwa Zabitodechamickiego poskarżył się, na to że wyśmiano ucznia, którego uczyli. Uznano wszystkie tezy studenta za prawdziwe i wymagające natychmiastowej naprawy, zaś rektora i większość pedagogów napiętnowano i publicznie ośmieszono. Odkąd poznałem ten zapis zastanawiam się kim byli i jakie wpływy mieli by tego dokonać. Ale to wszystko pikuś przy bibliotece. W 1237 roku założono Bibliotekę Akademicką i pieczę nad nią oddano kobietom z rodu Karolinów, wiedzą swoją Akademię wsparły. Wielki Mistrz dał im prawo, a zarazem i obowiązek, by dbać o księgozbiór, oraz do utrzymywania ładu i porządku w obrębie Biblioteki wszelkimi dostępnymi środkami, oraz nakaz by powiększać księgozbiór ku chwale akademii.
- Co to, kurwa, znaczy?! – nie skumałem.
- Widzisz to dość skomplikowanych problem. W tamtym czasie kobieta nie miała żadnych praw. Na terenach Sabrii w tamtych czasach kobiety sprzedawano jak rzeczy, np. zdrowa, młoda baba na żonę kosztowała 3 – 4 krowy, a w Horwyrcji kobiety dopisywano w spisach inwentarskich do inwentarza. Pisać i czytać potrafili tylko mnisi, a i to nie za dobrze. Nawet rycerstwo i średnia szlachta była analfabetami. I nagle, tu pod bokiem w Wyszechrze, pojawiają się kobiety, które śmią umieć czytać!! Mało tego mają czelność pokazywać się publicznie z książką w ręku i nie być zamężne! Takiej herezji tolerować nie mogli i w trzy tygodnie po otwarciu Biblioteki doszło do zamieszek i masakry pod Biblioteką. W kronikach miejskich zapisano, że strumienie krwi płynące ulicami utworzyły na rynku miejskim bajoro, które skrzepnąwszy, trzeba było z wysiłkiem kawałami rwać i wozami wraz z trupami z miasta wywieść, by zarazy uniknąć.
- Kurwa, to ilu ludzi poległo?!
- Dudi, będący pisarzem miejskim skrzętnie zanotował, że „wywieziono 409 ciał całych, 195 pokawałkowanych i 3 wozy skrzepłej krwi, za co magistrat zapłacił :
, za wywóz ciał florenów 302
, za krwi zebranie i wywóz florenów 9
, za pochówek florenów 30
, księdzu florenów 30.”
- Ale jatka! – mruknąłem.
- Nooooo, zwłaszcza, że w Bibliotece, pod dowództwem niejakiej Aganiokowej broniło się 9 kobiet i żadna nie zginęła. Dudi zapisał tu cytuję „ próbowałem tłuszcze uspokoić i do rozsądku nawołać, ale mnie nie słuchali, sami poszli wiec niechaj się teraz sami bronią ”. O Aganiokowej zapisał że z toporem w jednej ręce i tasakiem w drugiej stanęła w wejściu do Biblioteki i zawołała:
- „Tylko tylu? No dalej dziewczęta, robota jest, ruszać się, sama wszystkich nie wyrżnę!!” – i rzuciła się w tłum. Legenda spisana w XVII wieku mówi, że jak złamała topór i zgubiła tasak zagryzła jeszcze trzech mężczyzn, a jej koleżanki jeszcze przez msze, czyli koło godziny, biegały po mieście zażynając każdego, kto nie uciekł. W tamtym czasie była to rzecz tak niesłychana, że lokalnie przewróciła nieomal porządek rzeczy społeczeństwie., a jej reperkusje odbiły się w całej Jewuropie. Kiedy w 1257 roku łapierz Roy I zwołał w Koacyli cobór, by spisać ogólne prawa w kodeks prawa kanonicznego, w sprawie sądownictwa, oraz by ustalić zasady orzekania. Otóż w tamtych czasach cobór był wielkim wydarzeniem, nie tylko kulturalnym, ale i gospodarczym. Zjeżdżało się mnóstwo ludzi, handel kwitł i było to dosłownie dobrodziejstwo dla regionu w który go zwoływano. Wielki Mistrz Zgromadzenia pełnił tam jak zawsze role adwokata diabła, wiesz co to jest?
- Tak, czepia się wszystkiego i usiłuje znaleźć wszelkie luki.
- Dokładnie, więc Hrechor, jako biegłą w sprawach prawa i sądów wezwał właśnie Aganiokową, by radami mu pomagała. Aganiokowa to bardzo ciekawa postać, bo zasłynęła nie tylko jako tęga głowa w prawie, ale i z pierwszego procesu o czary, ale o tym za chwile. Co do prawa to robiła to tak skutecznie, że dwa razy próbowano wyrzucić ją z Sali obrad, ale za nią stali i łapież i Zgromadzenie. Więc spróbowano zamachu. Aganikowa weszła na sale obrad z toporem w ręku i rzuciła pod nogi cardynałów głowy zamachowców, lżąc inspiratora tego czynu, że tylko 9 na nią jedną to czysta obelga.
- Boże…
- To nie wszystko. Jako że zjechała się cała śmietanka Jewuropy to zabawom końca nie było. Obrady przekładano, odwoływano, lub w ogóle zawieszano do czasu wytrzeźwienia. Aganiokowa po kolejnych odroczeniach publicznie zaprzysięgła, że sprawi, że trzeźwość zapanuje na tym coborze. Nazajutrz, dokładnie 10 marca 1257 roku spadła na Koacylię i cały region straszna plaga. Zaczęło gnić wino i piwo. Wszystkie zapasy uległy zepsuciu w ciągu dwóch dni. Mało tego wszelkie próby sprowadzenia nowych trunków kończyły się tak samo, w sprowadzonych beczkach był ocet lub zgnilizna. Nic nie pomagało, nawet egzorcyzmy. Wtedy przypomniano sobie o obietnicy Aganiokowej. Zwołano Sąd Boży i sprowadzono ją na niego. Na salę weszła z Wielkim Mistrzem Zgromadzenia i wszystkimi 132 Braćmi, którzy weszli w pełnych zbrojach, oraz samym łapieżem Royem, który występował, jak zapisał kronikarz, jako kurator nad procesem. Mając takie zaplecze, proces okazał się tylko zwykłą farsą, ku zabawie ludu, a sam cobór przeszedł do historii jako ten, który zlikwidował precedensy i uporządkował prawo w dwa miesiące, tak skutecznie, że do dnia dzisiejszego wprowadzono do niego tylko 11 poprawek.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kysio dnia Czw 23:18, 10 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kysio
TEAM 30



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 12:53, 25 Mar 2011    Temat postu:



W tym samym roku do historii przeszedł, żyjący w latach 1235-1311, sławny lekarz i alchemik bichaćki Jarenau de Sławnonowa zwany Pleszką. Studia skończył w Akademii Wyszehorskiej, gdzie później sam wykładał filozofię i medycynę. Osobisty lekarz króla Fcuskiego. Wykładał również i był rektorem na uczelniach w Pryżu i Kawizgranie. Napisał słynny "Brewiarz praktyki", który zajął wybitne miejsce wśród medycznych dzieł średniowiecza. Jako jeden z pierwszych stosował chemię w medycynie, ale w praktyce lekarskiej używał również amuletów i talizmanów, co spotkało się z wrogością ze strony duchowieństwa. Uważano go za czarnoksiężnika i sprzymierzeńca diabła i został zmuszony do ucieczki, ostatecznie znajdując azyl w Bichaciu. Tam napisał księgi z zakresu m.in. higieny, dietetyki. Dzięki swoim eksperymentom alchemicznym nauczył się destylować alkohol etylowy z wina, co przyniosło mu fortunę i sławę. Do końca życia udoskonalał metody destylacji i mimo obfitości wina, ukochał destylaty z owoców, zwłaszcza ze śliw i wiśni. Do dziś dzień w Bichaciu funkcjonuje gorzelnia zbudowana przez Pleszke w 1281 roku, a jego aparat do destylacji, który zbudował osobiście własnymi rękami, stoi tam na honorowym miejscu, nadmieniam, że wciąż w pełni sprawny. To właśnie z receptur Pleszki jest ten trunek, który teraz pijesz. Kumasz? Wielka Zwyrlandia może się w dupę pocałować!! Bo co to jest 400 lat tradycji Zwyroli w destylacji, przy prawie 850 Bichacia?! Zresztą co to dużo gadać, od czasu przekształcenia Bichacia w 1960 w Specjalny Poligon Wojsk Powietrzno-Desantowych całość produkcji była zarezerwowana dla Śpecnazu Federacji. Czasami desanty dostali jakąś porcję, ale to tylko dla tego, że dostali to od Jareckiego, który opiekuje się gorzelnią. Śpecnazy swego czasu zauzurpowali sobie prawo do wyłączności do trunków z Pleszkowskiej Destylarni, ale Jarecki szybko im, empirycznie, wybił to z głowy. Nim go złapali chłopaki Sołtys, zdążył tak im wpierdolić, że 16 wyższych oficerów śpecnazu znalazło się w szpitalu, a dwóch musiało odejść póżniej ze służby ze względów zdrowotnych.


Kolejna wzmianka o Bichaciu pochodzi z 26 czerwca 1284 roku z tragicznych zapisków z miasta Hamela. Było to bardzo bogata, kupiecka republika. Otóż miasto opanowała taka plaga szczurów, że uniemożliwiła, de facto jego funkcjonowanie. Mieszkańcy bali się zasnąć we własnych łóżkach, doszło nawet do pożarcia przez szczury kilkoro niemowląt i starszych osób nie mogących się ruszyć. Nic nie pomagało. W końcu wezwano na pomoc niejakiego Rangerskiego znanego znachora z Bichacia. Niewiele o nim wiadomo. Na pewno nie był to osobnik miły i litościwy, po tym co zrobił. Zawarł on kontrakt z władzami miasta, że w ciągu dwóch dni wypędzi z miasta szczury. I kontrakt wykonał. Otóż kazał przygotować za miastem nad brzegiem rzeki łódź, a sam, chodząc po ulicach, zaczął grać na fujarce tak niesamowitą melodię, że szczury jak zahipnotyzowane zaczęły chodzić zanim całym stadem. Do wieczora zebrał wszystkie szczury z całego miasta i cały czas grając, wyprowadził je nad rzekę, gdzie wsiadł do łodzi i wypłynął na wodę, a szczury wabione melodią za nim. Rangerski podobno grał do rana, aż wszystkie się nie potopiły. Rankiem wyczerpany zgłosił się do rajców miejskich po zapłatę. Wyśmiano go i batami wypędzono z miasta. Poprzysiągł zemstę. Wrócił po tygodniu, właśnie 26 czerwca 1284. Zaczął grać rankiem, ale tym razem swoją grą zahipnotyzował ludzi, a zwłaszcza dzieci, które, nim się ktoś zorientował, wyprowadził z miasta tak jak szczury. Nie ma racjonalnego wytłumaczenia tego zdarzenia i byłaby to legenda gdyby nie dwa fakty. Pierwszy fakt to zapiski miejskie które podają, listę zaginionych dzieci z nazwiska, płci i wieku. Dzięki temu wiemy, że zniknęły wszystkie dzieci od 2 do 15 lat, czyli od takich które potrafią już chodzić do nastolatków przed okresem dojrzewania łącznie 443. I fakt drugi – wykopaliska. W 1998 roku rolnik Manfred von Ruchalsen z Kutasburga 5 km na wschód od Hemela wyorał na swoim polu kilka dziecięcych czaszek. Wezwano policję, a później archeologów i patologów. Łącznie wykopano 443 szkielety dzieci. Dzięki liście z zapisków miejskich prawie setkę udało się zidentyfikować z nazwiska… Chcesz wiedzieć co się im stało?
- Chyba nie…- odparłem przerażony.
- To i tak Ci powiem, KTOŚ poroztrzaskiwał im głowy…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kysio
TEAM 30



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 21:08, 28 Kwi 2011    Temat postu:

Proszę o uzbrojenie się w cierpliwość. Syn chciał sobie na moim laptopie tylko zainstalować gierke i tylko go spalił. 8 stron drobnym drukiem Kronik poszło się jebać... A miał być prezent na zajączka... Sad

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kysio
TEAM 30



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:28, 29 Kwi 2011    Temat postu:

Byłem przerażony skalą takiego mordu. Ale Goran nawet się nie skrzywił.
- Bichać wypływa nam znowu w 1286 roku wraz ze sprawą kasacji Zakinu Temptariuszy.
- A co oni mieli z nimi wspólnego?!
- To oni ich wyrżnęli.
- Co?! Ale dlaczego?!
- Dla pieniędzy, a co myślałeś?!
- Kurwa… - zatkało mnie.
- Temptariusze byli wtedy bankierami świata, przez ich ręce przechodziły miliony. I to w złocie. Gdzieś około 1170 roku handel bichaćckim zbożem stał się już nie podporą, ale filarem całego regionu. Ten export był tak dochodowy, że już około 1200 roku gospodarka prawie całego regionu opierała się już na exporcie zboża. Ale Jewuropa była nienasycona i potrzebowała wciąż więcej i więcej. Aby sprostać temu zapotrzebowaniu maksymalnie rozbudowano porty istniejące na wybrzeżu morza Jorskiego i zbudowano dwa nowe. Ale była to zbyt kosztowna inwestycja jak na możliwości Sabrii i Horwyrcji, więc w 1248 pieniądze pożyczono właśnie od Temptariuszy. W zamian za pieniądze Sabria i Horwyrcja podpisały umowy oddające Temptariuszom prawa do wyłącznego pośredniczenia w handlu zbożem z ich portów na 20 lat do 1268 i do wyłącznego pośredniczenia w obrocie pieniądza z handlu w tych portach do 1288.
- Rozum im odjęło?! Przecież…
- Dokładnie! Temptariusze żelazną ręką schwycili ze handel zbożem i wywindowali ceny! Bichacia mało to obchodziło dopóki w 1261 nikt nie kupił ich zboża, bo po rekordowych zbiorach w 1260 było go w spichlerzach w nadmiarze, a Temptariusze woleli zniszczyć zboże niż spuścić z ceny. Bichaćczycy żadnych umów nie podpisywali więc zmagazynowali z trudem zboże i podburzyli region do buntu wobec Sabrii i Horwyrcji oraz Temptariuszom. Po cichu dogadali się z miastem Kylk, które leży ma pograniczu Sabrii i ma możliwość dowozu rzecznego z terenów Bichacia, choć wymagało to regulacji rzeki Kylki. W 1262 Bichaćczycy nie sprzedali ni jednego ziarenka zboża, co zaowocowało nieomal zawałem w Jewuropie i uregulowali Kylke oraz rozbudowali port w Kylk. Temptariusze starali się przeszkadzać ile sił, ale nic to nie pomogło, bo Bichaćczycy załatwiali wszystko po „swojemu” zabijając każdego kto szkodził. Od 1263 nieomal cały export z Bichacia szedł przez Kylk, zaś porty sarbryjskie i chorwyrckie zaczęły mocno podupadać, co uderzyło straszliwie w kieszeń Temptariuszy. Niewiele dziś wiemy o całym tym konflikcie, ale doszło nieomal do otwartej wojny pomiędzy Bichaciem, a Temptariuszami, w której około 1285 Temptariusze, dzięki swojej potędze ekonomicznej, zaczęli brać górę. W 1289 Sołtys Bichacia, Felix zwany Żelaznym zwrócił się do Mistrza Zgromadzenia Miecza Pańskiego o pomoc by złamać potęgę Temptariuszy. Przygotowania trwały około 18 lat. Nieomal wykończyło to Bichać, ale uzyskano potężnych sojuszników i dokładnie rozpoznano struktury i organizację Zakonu. Najpotężniejszy był król fcuski Flip IV Śliczny, który był zadłużony u temptariuszy na sumę dwukrotnie przekraczającą wartość całego królestwa. Dzięki możliwościom Zgromadzenia udało się utrzymać przygotowania w ścisłej tajemnicy i w piątek 13 października 1307 roku, uderzono równocześnie w całej Jewuropie. Uwięziono członków zakonu w całej Jewuropie, zarzucając im herezję, świętokradztwo, innowierstwo, czary, rozpustę, kult bogińki Mamony, odstępstwo od wiary i spiskowanie z Saracenami. Śledztwo w ich sprawie prowadził nie kto inny jak Felix Żelazny z Bichacia. Po długotrwałym i niezwykle bolesnym śledztwie, trwającym do czerwca 1311 roku, będący pod wpływem królów Fcuskich cobór w Vienna zdecydował o kasacie zakonu temptariuszy. Jego majątki we Fcji zostały skonfiskowane, wielu templariuszy poniosło śmierć przez spalenie na stosie, w tym wielki mistrz Jakub de Molay i 54 innych dostojników zakonnych.

W tym momencie rozległ się dźwięk telefonu. Goran sięgnął do teczki i wyjął jakąś dziwną aluminiową blaszkę, taką z 15 na 30 cm i z 4 mm grubości po czym coś wcisnął i to cholerstwo się rozłożyło i wyświetliło panel dotykowy, i to taki że mi szczęka opadła, bo takiego cuda jeszcze nie widziałem!! Chyba zadowoliła go moja mina, bo się uśmiechnął i powiedział:
- Wiesz to taki luźny prototyp, do przetestowania technologii diamentów zamiast krzemu, zresztą za dużo by gadać… - po czym musnął coś ma panelu i ukazała zarośnięta twarz w okularach wykrzywiona wściekłością i zaczęła wyrzucać całe potoki wrzasków.
- Kurwa, zadzwoń to tego debila Jaja i wybij mu ze łba, kurwa, te jego, w dupe jebaną, pomoc!! Niech spierdala na szczaw, burak jeden. Nie chce go tu, kurwa, widzieć, niech idzie w tri pizdy kitajskowo boha duszu mat’! Jak zobaczę cokolwiek żółtego w Bichaciu, to skurwysyna osobiście zwałaszę i na pal wbije, choć to moja rodzina!! To nasza rozpierducha i niech spierdala…
- Sołtys, uspokój się – Goran przerwał stanowczym tonem potok wyzwisk – Jaka pomoc i dlaczego sam nie zadzwonisz? A po za tym nie jestem tu sam…
- Bo z debilem, kurwa, nie gadam!!! – twarz rykła do ekranu. – I kto tam jest? – zapytała już spokojnie. Goran przechylił to swoje cudo i dopiero teraz ujrzałem ten cud. W pełni dotykowy, trójwymiarowy ekran ze wspaniałą głębią ostrości!! Twarz wyglądała jakby była przede mną osobiście. Wpatrywałem się zauroczony i o mało co nie usłyszałbym…
- Aaaaaa, młody od Ksiów z Trzydziestych… - Już wie?- zapytała twarz.
- Powoli wprowadzam Go…
- To się, kurwa pośpiesz, bo potrzeba nam dobrej prasy, a Młody gładkie bukwy stawiać umi! I zadzwoń do Jaja! Nie pamiętasz co było ostatnim razem przez debila?
- Sołtys ja mam dopiero 49 lat…
- Fakt, gówniarz jesteś! Ten, kurwa, psychopata nie ma, kurwa, umiaru! Wszystko co robi, robi z przegięciem, jak miał narąbać za dzieciaka drwa na opał to, żeby się nie męczyć zbudował maszynę parową do rąbania i przy okazji wyciął cały las nad Wieprzechą, 1200, pierdolonych, hektarów!! Na opał!! BO JAK ZABRAKNIE?? A jak chciał zrobić petarde na Sylwestra? Jakeśmy go dupli to miał pod chałupą gotowego do wybuchu 19 ton cholerstwa!!! A jak wciry dostać, od oćców, miał to spierdzielił, aż do Hameryki jakby bliżej się nie dało! I nawet nazwisko sobie zmienił na Łoppenhajmer i zaś w petardach mieszał i wiecznie było mało i czym się to, kurwa, skończyło?! Kiroszimą, Nadasaki i cholerną bombą ATOMOWĄ!!! A te jego, popierdolone, pomysły z ratowaniem świata i pomaganiem najbiedniejszym? To co? Pojechał TYLKO, kurwa, pomagać i co mamy??? Cholernego Jajo!!!! DZWOŃ do debila, bo jeszcze nieszczęście na nas sprowadzi!! – twarz popatrzyła się na mnie i powiedziała – Powiedz matce, że jak dalej się będzie dąsać na rodzinę to sam jej wpierdolę i że czekam na telefon, numer zna. I pozdrów też tatę, powiedz mu, że jakby chciał to zapraszamy na imprezę. – I zniknął, a ja zszokowany wpatrywałem się w ekran.
- O co tu chodzi? – wyjąkałem – Kto to był i co ma do mojej mamy i taty?! Jakie dąsy?! O co tu chodzi?!
- Poczekaj, o tym za chwile, teraz muszę podzwonić, bo rzeczywiście jaja wyjść mogą jak Jajo się ruszy. – i zaczął szybko przebierać palcami po ekranie. Po chwili ukazała się ikonka połączenia i zobaczyłem śliczną cinkę.
- Z towarzyszem Pierwszym Sekretarzem proszę, to pilne – powiedział Goran bez wstępów, choć mocno zdziwiony.
- Towarzysz Pierwszy Sekretarz jest bardzo zajęty, proszę zadzwonić później. – uprzejma odmowa spowodowała u Gorana „lekką” irytacje.
- Panienko, sam fakt że jestem w tym systemie, powinien coś dla Ciebie znaczyć, a to że znam ten numer i nie boje się tu dzwonić powinno solidnie dać Tobie do myślenia, i więc RUSZ DUPE I POWIEDZ MU ŻE DZWONIE!! NATYCHMIAST!!!!– śliczna cinka zachowała kamienny spokój, lekko się skłoniła i już jej nie było, a ja wpatrywałem się w Gorana coraz bardziej baranim wzrokiem… Po chwili na monitorze pojawiła się owalna, lekko łysawa głowa… Nie wierzyłem własnym oczom!! Nie uchwytny i niedostępny, od 60 lat niepodzielnie rządzący żelazną ręką Cińską Demokracją Ludową Jao Dze Dong, we własnej osobie!!!!! Człowiek o którym Hamerykanie twierdzili, że nie istnieje, a jeśli istniał to już dawno nie żyje, rozmawiał z Goranem i wyglądał jak na zdjęciach, max na 40 lat!
- Co Ty Goran odpierdalasz? Ochujałeś tak mi personel straszyć?! Pojebało Ciebie czy co? – Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego z ust władcy 1/5 populacji ziemi. – Wiesz jak ciężko wyszkolić tu ludzi by się w końcu mnie nie bali?
- Sołtys do mnie dzwonił, że coś chcesz wysłać do Bichacia i jest tym cholernie wkurzony.
- Niech spada na drzewo, za małpę robić!! Nie będzie mi, kutas rozkazywać!! – wrzasnął Jao.
- Powiedzał że zwałaszy Ciebie jak wyślesz COKOLWIEK żółtego o Bichacia i myślę, że mówił to serio, a wiesz… - Goran zawiesił znacząco głos.
- Myślisz, że mówił poważnie? – zatroskał się Jao Dze Dong.
- Wręcz ŚMIERTELNIE poważnie, możesz mi wierzyć. Nie wiem co knuje, ale odwołaj to co zamierzałeś.
- Kurwa mać! Kutas jeden!! A tyle dobra jest do wysłania! Nie to nie, chuj mu w dupe! – było widać, że się wpienił – Dobra, jeszcze jest czas, odwołam wszystko!
- Wiesz Jajo…- zaczął Goran, ale nie dokończył.
- NIE NAZYWAJ MNIE TAK!!!!! – nie wiem jakie głośniki miało to ustrojstwo, ale wrzask wielkiego Jao oddały wspaniale – Wiesz jak nienawidzę tych debilnych przezwisk!!
- Dobra, dobra, powiedz mi tylko co chciałeś zrobić.
- A po co pytasz, jak to już nieaktualne?! – Jao wyglądał na solidnie zdziwionego.
- Bo nie wszystko jest stracone – ponury rechot Gorana zjeżył mi włosy na karku – Wiesz, że jest u mnie młody od Ksiów z Trzydziestych, ten co pismakiem został u…
- U Buddy w Narodowej Agencji Prasowej Lachistanu!! Kurwa, jesteś genialny!!! Dawaj go na wizje! Siema młody, jak tam mamuśka?! Wciąż wali focha na rodzinę? A stary wciąż ma fioła na rakiety?!– entuzjazm w jego głosie wręcz zarażał. Ale mnie przerażał jeden fakt. Skąd oni mnie znają?! I moją matkę i ojca?! I co za to za rodzina, jak mama jest sierotą?! I jakie rakiety?!
- Co Młody, zdziwiony, co? Stara nagadała, że jest sierotą, co? HEHEHEHEHE!!! A i Stary charakterny… Zawsze swoje zdanie mieli i nikogo się nie słuchali, ale teraz to już przegina, 30 lat to trochę długo jak na fochy. Masz chłopie rodzinę i to niemałą…
- Stul ryj, dobra?! Jak przyjdzie czas to się dowie, a teraz mów co knułeś. A ty zamknij japę – powiedział do mnie - i notuj, bo masz oficjalny wywiad z Pierwszym Sekretarzem Jedynej Słusznej Partii Cińskiej Demokracji Ludowej.
- Weź, kurwa, Goran nie przeginaj!! Nie tak oficjalnie, chyba że chcesz mnie zabić. Wiesz jakiego mają tu fioła na punkcie twarzy? Jak dam wywiad takiemu smarkowi z obcego kraju, to go wpierdolą żywcem, żeby się dowiedzieć jak mu się to udało. Chcesz tego? No sam pomyśl!
- Fakt, nie pomyślałem. To może „nieoficjalny” przeciek?
- A źródła? Co powie?
- Nic. Kompletnie. HEHEHEHEHEHEHEHEHE. Wyobrażasz sobie ich miny? – Goran był zachwycony, a ja już przestałem cokolwiek z tego rozumieć, o czym oni rozmawiali. Za dużo tego wszystkiego było na mnie jednego. Glicynus, Behemoty, pale, Orda, Aganiokowa, mordy, rzezie, Jao Dze Dong i moja Mama i Tata…
- Kurwa mać… - jęknąłem i zacząłem rzygać do kosza na śmieci. Miałem dość!
- Gori – usłyszałem – młody Ci się chyba zważył…
- Nie dziwie mu się po takiej dawce palinki i tylu wieściach. Ale twardy jest, da rade.
- Hehehehehehe, w końcu nasz, no nie? Dobra zacznij pisać, potem mu dasz. Tak więc od godziny 10 00 Siły Szybkiego Reagowania zostały postawione w stan gotowości bojowej czasu pokoju, a od 12 00 na mój rozkaz w stan gotowości bojowej czasu wojny. Do przerzutu szykuje się : 9 i 17 brygady powietrzno-desantowe; 3 brygada pancerna wzmocniona 1 pułkiem artylerii ciężkiej i 2 pułkiem artylerii dalekiego zasięgu; do osłony 4 i 9 pułki przeciwlotnicze zaś wsparcie z powietrza daje 1 flota powietrzna…
- Kurwa… A mówiąc w ludzkim, ileś Ty chciał tam wysłać? Tak razem…
- 18 tysięcy komandosów, 380 czołgów klasy T 90, 220 dział 155 i 203 mm w tym 60 dział o zasięgu 90 km, wszystko samobieżne, 60 wyrzutni SS – 500 o zasięgu 450 km, 120 myśliwców przechwytujących czwartej generacji, choć, prawdę mówiąc, bliżej im do piątej i 160 szturmowo-uderzeniowych klasy Su-35… I sam już nie pamiętam, coś tam jeszcze…
- Pojebało Ciebie?! - w głosie Gorana było słychać przerażenie – Co jeszcze?! Znam Ciebie dobrze!! Co jeszcze chciałeś tam wysłać?!?!?!
- EEEE, no jeszcze tylko trzy transportowce lotniczo-desantowe Huang-Ho, Jing-Jang i Jao Dze Dong z małą osłoną…
- Boże!!! – w oczach Gorana było widać przerażenie, nagle drgnął i krzyknął – Co to za transportowce lotniczo-desantowe Jajo?!
- No wiesz, takie zwykłe, zresztą ja się nie znam… I nie mów do mnie, kurwa, Jajo!!
- Nie pierdol!! Co jeszcze, kurwa, chciałeś, pojebie, wysłać?!?!?!?!?! Co to są te transportowce lotniczo-desantowe, do cholery?! Mów albo sam Ciebie zajebie!!! – tego się nie spodziewałem, ale Jao tylko spuścił głowę i z cicha zaczął mówić.
- To atomowe lotniskowce dla samolotów pionowego startu i śmigłowców, każdy ma 48 samolotów myśliwsko-uderzeniowych, 12 myśliwskich, 6 radarowych stanowisk dowodzenia i 48 śmigłowców dla zaokrętowanego pułku piechoty morskiej, a wsparcie to jeden pancernik, trzy ciężkie krążowniki, 16 niszczycieli i fregat, 3 atomowe podwodne okręty myśliwskie i jeden atomowy podwodny nosiciel głowic… Tak na wszelki wypadek…
Goran oklapł na krzesło zszokowany, było po nim widać że ma dość. Wpatrywał się w ekran eeeee… ekran tego…no… płaskiego komunikatora i dopiero po chwili się odezwał.
- Błagam, zatrzymaj TO! Nic nie wysyłaj, bo zabijesz nas wszystkich, idioto! Nic więcej nie rób! Rozumiesz?
- A to dla czego? To przecież też i moja ojczyzna! Mam pozwolić na to by ją jakieś hamerykańkie bydlaki napastowały?! Puki żyje, nikt na tym świecie nie tknie Bichacia!! – Jao zawrzał gniewem.
- Posłuchaj idioto, a pomyślałeś co zrobi reszta świata jak zwalisz się tam z tą swoją, cholerną, „pomocą”? POMYŚLAŁEŚ O ODPOWIEDZI?! A jak oni wyślą podobne siły, by bronić Bichacia przed Tobą i Twoją pierdoloną „pomocą”, to co, kurwa, zrobisz?! Zaryzykujesz 3 wojnę światową?!
- To przecież mój dom, moja ojcowizna!!! – zawołał ze wzburzeniem, ale w głosie było słychać zwątpienie.
- A czy ONI o tym wiedzą?! Przecież pomyśl, oni kłócą się czy ty w ogóle istniejesz!! Proszę Ciebie odwołaj TO! I czekaj na wieści ode mnie i przygotuj oświadczenie dla prasy o tych krokach, ale nic nie rób sam! – po czym rozłączył się i obrócił w moją stronę.
- No Młody, czas na Ciebie, do roboty – i wysunął w moją stronę słuchawkę, ale ja nadal rzygałem…

Szef wysłuchał mnie cierpliwie, po czym zapytał:
- Piłeś, ćpałeś, porwali Ciebie czy oszalałeś?
- Tak, nie, nie i nie. Szefie cińczycy wydadzą nadzwyczajne oświadczenie dla prasy za… - spojrzałem na Gorana, który pokazał mi dwa palce – dwie godziny…
- Skąd te wieści?
- Z samego szczytu Szefie, ale nie powiem nic więcej.
- To za mało Młody. Tu już nie wystarczy Twoje słowo. Ta sprawa jest za duża i ja nie kupuje tego – i rozłączył się. Spojrzałem bezradny na Gorana, ale ten tylko otworzył te swoje magiczne blaszki i powiedział:
- Budda tego nie kupuje, potrzeba potwierdzenia.
- Jak duże to potwierdzenie ma być? - w głosie Jao było słychać entuzjazm.
- Takie żeby w pięty poszło! Zaszalej sobie, ale masz 10 minut!
- Kurwa!! – zawołał uszczęśliwiony i zniknął.
- No Młody – powiedział do mnie Goran – wypływasz na szerokie wody, bo jak znam Jajo to grubo będzie. Wypijmy!
Dokładnie po 4 minutach, przy zakąsce z konserwy, odezwał się ten magiczny komunikator Gorana i twarz Jao Dze Donga w pełni uśmiechnięta wypełniała go po brzegi.
- Trochę się stawiał, ale go usadziłem, pokazałem miejsce w szeregu i już jest w porządku. Uwierzy we wszystko co mu Młody powie! - Nie mogłem w to uwierzyć! „ Trochę się stawiał”? Jak można usadzić i pokazać miejsce w szeregu, człowiekowi, który potrafi powiedzieć Prezydentowi prosto w oczy, że jest głupcem i ma się odwalić, a wkurwiony niszczy całe rządy?!?! Zresztą ostatnia dymisja rządu fcuskiego, którego premier powiedział, że nie będzie mu byle dziennikarzyna szczekał…
- Boże… - jęknąłem – Co Pan mu zrobił?!
- Trochę nim po prostu potrząsnąłem, bo myślał, że jest taki straszny i wszyscy się go mają bać i słuchać.
- Ale jak… Co… - byłem w ciężkim szoku.
- No po prostu zadzwoniłem sobie na jego ściśle prywatny numer, przedstawiłem się i powiedziałem, żeby popatrzył na numer z którego dzwonie i go sobie zapamiętał, a potem żeby mnie nie wkurwiał, bo jak mu przyjebie, że pocałuje się we własną dupę dwa razy nim spadnie na ziemie i że ja, kurwa, nie żartuje, zaczął coś dziamgolić, ale kazałem mu się zamknąć, bo zrobię dwa tygodnie embarga na handel z Jewuropą i wsiem powiem kto mnie wkurwił. I jeszcze Matsumoto Fukushima, który akurat słyszał naszą rozmowę też sobie zadzwonił, jajcarz, i powiedział mu, że to bezdennie nierozsądne irytować mnie i tracić tak wspaniałe źródło nieoficjalnych informacji. To chyba wystarczy, co?
- Chyba tak. – mina Gorana była bardzo wymowna, a ja tylko jęknąłem w duchu – „ O chuju słodki…”
- Jeszcze jedno, Matsumoto wziął namiary na ciebie Młody. Jakby co, to wal od razu do niego, zawsze Ci pomoże. Numer do niego dostaniesz w ich ambasadzie u ambasadora Yamamoto, ale jest on tylko dla Ciebie. Pamiętaj o tym!
- Dzięki Ci. I pamiętaj odwołaj wszystko.
- Ok, już zatrzymane, ale odwołać wszystko mogę dopiero jutro, zrozum, procedury…
- Kumam, kumam, niech będzie po twojemu…- po czym wyłączył się i spojrzał na mnie.
- No co? A nie mówiłem, że nie ma umiaru? Dzwoń do Buddy i podaj mu jeszcze raz te dane.
Podniosłem słuchawkę, ale miałem wrażenie, że to jakaś obca ręka ją podnosi.
- Matsumoto Fukushima? – zapytałem.
- Osobisty sekretarz cesarza Kaponii i zarazem szef cesarskiej kancelarii.
- Acha – jęknąłem i wybrałem numer. Głos spięty głos Szefa usłyszałem.
- To ja Szefie… - powiedziałem nieśmiało.
- Nie wiem w co Ty grasz, ani dlaczego, ale chyba musimy porozmawiać… I to poważnie…
- Szefie ja… Ja sam nie wiem… - głos mi się łamał – To… Ja…
- Milcz i posłuchaj mnie teraz uważnie – spokojny i rzeczowy głos Starego działał na mnie uspokajająco – wypływasz na szerokie wody Synu, to co się teraz będzie działo na świecie zależeć będzie w dużej mierze od tego, co zrobisz. Rozumiesz? Otrzymałeś szansę o jakiej ja nawet nie śniłem, wchodzisz w świat naprawdę WIELKIEJ polityki. Więc weź się w garść, i rób co do Ciebie należy, zbieraj dane i szukaj informacji. Masz wolną rękę, rób co chcesz, tylko zdobądź więcej informacji, bo jeszcze nam tu wybuchnie Trzecia Wojna Światowa! Trzeba puścić te wiadomości w świat, ale to już moja działka. Ty szukaj.
- Dobrze Szefie…- ledwo jęknąłem.
- A Młody i jeszcze jedno.
- Tak?
- Dowiesz się skąd pochodzi Jao Dze Dong?
- A po co Szefie?
- Bo znam płynnie 6 języków, w 9 się dogadam, ale nie przypuszczałbym, że szef największego kraju świata zwyzywa mnie w moim własnym i to tak płynnie…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kysio dnia Sob 14:44, 30 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kysio
TEAM 30



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:04, 15 Maj 2011    Temat postu:

Długo wpatrywałem się w słuchawkę z wytrzeszczonymi oczami, nim ją odłożyłem i spojrzałem na Gorana.
- Moja mama i tata i ta rodzina. Mów! – warknąłem i było mi już wszystko jedno co zrobi.
- No cóż… Może lepiej sam do nich później zadzwoń i niech sami Tobie powiedzą, bo mi jeszcze, nie daj Boże, nie uwierzysz.
-MÓW! – warknąłem.
- Nie! I nie zmuszaj mnie, bo nic Ci nie powiem! Bichaćczycy do spraw rodzinnych podchodzą BARDZO poważnie. To Twoja rodzina i Twoja sprawa, a ja nie zamierzam się w to wtrącać, bo mi jeszcze głowę upitolą, albo co innego i nie jest to żart! Później sam sobie zadzwonisz i się zapytasz. Powiem Ci tak. Bichać to 23 klany, które wywodzą się z pierwszych osiedli założonych przy wsi. Przez wieki była to zamknięta etnicznie enklawa, nieomal niedostępna dla obcych, skutkiem czego stała się dość mocno ze sobą spowinowacona.
- A możesz, do cholery, mówić jaśniej?! To ile mam, kurwa, tej RODZINY 20, 30, 50 osób?!?!?! – wrzasknąłem.
- No dobra. Nie zdziw się więc, jak się dowiesz, że masz dość DUŻĄ rodzinę. - Muszę przyznać, że mnie solidnie zatkało. – Ale muszę mocno zaokrąglić, bo sam się nie orientuję w tych zawijasach genealogicznych, a nie chciałbym skłamać.
- Nie wierze! – wychrypiałem.
Goran bez słowa rozwinął to swoje magiczne cudo i mruknął:
- I tak miałem zadzwonić… - i powiedział do ekranu – Sołtys!
Ekran natychmiast rozbłysnął i usłyszałem dźwięk wywoływania jak w telefonie. Po chwili pojawiła się twarz i usłyszałem miłe:
- Że tak, kurwa, grzecznie spytam, czego?
- Załatwione. A nawet lepiej – i przez chwile relacjonował mu sytuacje.
- Dobra. Niech się młody bystro zwija, bo chyba bombować nas będą, sucze syny. Latają nad nami jak zesrane, temi swojmi sredatorami czy jak im tam i kamerują nas. A że za wysoko fruwają, co by im normalnie przysrać, to chłopaki se taki fajny cwajcyk zmajstrowali do tej luśni co u Hrehorego za stodołą stoi, ale pukać tera nie nada, bo Hrechoy naprany i śpi. A sam wisz, jak to jebnięte jak łobudzone i jeszcze jaka chryja bydzie. Jak wstani to przysmażą bezjajcom zasranym.
- Sołtys…
- Nu?
- Ja Ciebie proszę, mów rzesz normalnie. Po kiego robisz z siebie wioskowego debila? – delikatnie zapytał Goran.
- Hehehehehe, i jak mi idzie? Ćwiczę do wywiadu dla telewizji.
- A po cholerę Ci to? Mało masz jeszcze rozgłosu?
- A czemu by nie? – Sołtys wyglądał na urażonego – A wyobrażasz sobie ich miny, jak zaczniemy im zdejmować bezzałogowe, a w wywiadzie będą oglądać MNIE? A jak jeszcze pokażemy mi naszą tajną broń w wersji Znachor, który będzie wbijał szpilki w woskowe samolociki, mamrocząc pod nosem to dopiero będą jaja! Niech, kutasy, myślą jak to zrobiliśmy. Już nie mogę się doczekać, tylko ten Hrehor! No, kurwa, strach strzelać, bo on amoku dostaje jak się na kacu obudzi i nam jeszcze tragedii narobi.
- Jak to zdejmować? Chcecie strzelać do Predatorów? – nie wytrzymałem - Z czego?! Z dwururek?
Sołtys popatrzył na mnie rozbawionym wzrokiem i zarechotał.
- Hehehehehehe. Oj Młody, Młody… Musisz się jeszcze wiele nauczyć. Sredatory latają jak naćpane krowy i strzelanie do nich zostawię dzieciom, niech sobie popukają. OOO mam pomysł! Podzielę ich na grupy i zrobimy konkurs na Bichaćckiego Króla Strzelców! – i zaczął coś szybko notować – Ale dzieciaki będą miały radoche!! A wracając do tematu, mi chodzi o Global Hawki. Te cholerstwa latają na 20 kilometrach i to dopiero jest wyzwanie! Może też zrobić konkurs?! Muszę pomyśleć!
- Ale jak?! Z czego?! – nie mogłem uwierzyć że mówił poważnie.
- Ano mamy TROCHĘ sprzętu… - to TROCHĘ mocno podkreślił – Ale zostawiamy go na czarną godzinę. Ten ich eF leciał rano powoli na 11 kilometrach i nie było potrzeba nam ani rakiet, ani radarów, ani cudów-wianków. Strzeliliśmy raz z Hrehorowej luśni i spadł. Jeno że grucha z tej armaty dolatuje do 12 i pół kilosa . Tu już trza napierdzielać nie ze zwykłych z patronów, ale z rozdzielnego ładowania, co je Jarecki wydumał, ale i tak czas dolotu jest długi, całe 22 sekundy. Bez ten czas to cholerstwo robi z dwa kilometry, a może nawet zrobić i z pińć, jak bystro popędzą i weź tu traf! I dlatego te Globale, są takim wyzwaniem!! Chłopaki, aż się trzęsą co by se popukać!
- Bez jaj! Przecież nie da się strzelać do samolotów tak na oko, tu jest za dużo zmiennych! Musicie mieć jakąś stacje namierzania, jakiś przyrząd kierowania ogniem! Na takie odległości to już ma wpływ nawet siła Coriolisa!
- A po chuj?! – zdziwił się Sołtys – Mamy dżudżu Znachora do strzelania ze skobli w muchy, tu wsio jest tak samo ino że ciut większe. A jak nie wierzysz, że się sprawdza, to spróbuj trafić skoblem w lecącą muchę, wtedy pogadamy!! Coś, że tak, kurwa, grzecznie spytam, jeszcze?
I- Tylko jedno pytanie. Jak liczną Młody ma rodzinę?
- Aleś mi, cholera, pytanie zadał! Pojęcia nie mam! – Sołtys zamyślił się głęboko –Może zapytam tak. Po matce czy po ojcu, tylko rodową czy całą?
Goran popatrzył na mnie, a ja siedziałem… No… No miałem dość… Znowu…
- Daj rodową, łatwiej zniesie.
- Od Karolinów w zeszłym roku na dożynkach było z 900 z okładem, a od ojca też gdzieś tyle. Ale całej familii to z drugie tyle. Chyba. Pewny nie jestem, bo wsie nie przyjechali. A wiesz, że to był pierwszy rok co się z łby nie wzięli? Normalnie spokój był taki, że aż wszyscy za karabiny złapali, bo uwierzyć nie mogli. A w ogóle to czemu pytasz?
- Młody myślał, że liczna rodzina to 50 osób.
Rechot Sołtysa był przeogromny. Dopiero po chwili się opanował i wycierając łzy powiedział:
- Dziś to powiem chłopakom! Ale bydzie ubaw!! – i rozłączył się.
- Zadowolony? – zapytał.
Nic nie powiedziałem, po prostu odjęło mi mowę. Goran nalał więc kolejkę i jak gdyby nigdy nic kontynuował wykład.
- Niestety podczas egzekucji Jakuba de Molay, stało się coś czego nikt nie przewidział. Stojąc już na płonącym stosie rzucił klątwę na króla fcuskiego Flipa Ślicznego, na cały ród i kraj. I okazało się, że staruszek był nieźle kumaty w te klocki. Znachor ma zapiski swojego poprzednika, który przeanalizował całe to zdarzenie i wyszło mu, że prawdopodobnie Kubuś włożył jako fundament klątwy swoje życie i nie tylko. Do niego dobrowolnie dołączyło pozostałych 54 braci, którzy wraz z nim byli skazani na stos i ofiarowali mu dobrowolnie swój ból i życie. Tak potężnej klątwy świat jeszcze nie widział, bo dzięki tej solidarnej i dobrowolnej ofierze nabrała niezwykłej mocy. Filip nie przeżył nawet roku, zaś wszyscy jego czterej synowie zmarli w ciągu dekady i wszyscy bezpotomnie. Fcje ogarnęła nie dość, że wojna domowa o sukcesję, to jeszcze najechała ją Zwyrlandia, która uzurpowała sobie prawo do korony Fcuskiej. Rozpętała się najdłuższa wojna Jewuropy, która przeszła do historii jako wojna stuletnia. Nastał czas rzezi i zniszczeń o jakich nikomu się do tej pory nie śniło, może z wyjątkiem sąsiadów Bichacia, ale oni mieli to na co dzień.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mcgregor
Administrator



Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: slawno

PostWysłany: Sob 19:41, 21 Maj 2011    Temat postu:

Ja dodam
flaga Bichaća z jednej strony żółto czarna ,z drugiej strony cała żółta
kolory flagi symbolizują
żółć-aby wrogów żółć zalała
czarny-aby wrogów czarna zaraza zabiła


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kysio
TEAM 30



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:54, 05 Cze 2011    Temat postu:

Hejkum gejkum moje kochane ciotogeje!!
Zamieszczam kolejny odcinek Kronik. Mięta, Hitu i Ciso mam nadzieję, że będezie się wam podobać

Klątwa przywaliła też w Łatykan. Łapież Cisus I przeniósł się na zaproszenie Filipa Ślicznego, wraz z całym majdanem, na czas trwania procesu do fcuskiego Kawinionu. Taka krótkowzroczność była cholernie na rękę Filipowi, bo dzięki temu miał nie tylko realny wpływ na samego Łapierza, ale i całą władzę łaspieską i takiego łakomego kąska, już nie puścił. Tak zaczął się okres zwany w historii Kościoła Niewolą Kawiniońską. Cisus zmarł ze zgryzoty w kwietniu 1312 i już w maju zebrało się w Kwinionie jonklawe, które zostało całkowicie zdominowane przez Filipa i po dwóch dniach wybrało na nowego łapieża kuzyna króla, który przyjął imię Hitusa I, a i tak zwanego później Podnóżkiem z racji swego stosunku do króla. Nawiasem mówiąc to jonklawe trwało i tak długo, jeśli weżniemy pod uwagę fakt, że wybiera się w sali z widokiem na plac egzekucyjny, gdzie ścinano i łamano kołem politycznych wrogów Filipa.
Filip przejął nieomal całą władzę degradując Hitusa do roli podpisywacza dokumentów. Usiłował też za wszelką cenę przejąć przez nad Stowarzyszeniem Miecza Pańskiego. Niewiele wiemy o tym okresie, ale na pewno mu się to nie udało, bo mając taką potęgę w ręku namieszałby bardziej. 11 czerwca 1319 gwałtowną śmiercią zszedł ze świata Hitus. Nawiasem mówiąc to po pijaku wchodził przez okno, do żony ochmistrza, ten nakrył go na tym i nie poznawszy, kto on, przylutował rondlem w łeb, a ten spadł z drabiny i złamał sobie kark. Filip nie spał i natychmiast zwołał natychmiast nowe jonklawe w Kawinionie. Jednak prawie połowa purpuratów mając w pamięci rok 1312, odmówiła przyjazdu do Kawinionu i zwołała w lipcu własne jonklawe w Łatykanie, prosząc o opiekę właśnie Stowarzyszenie, gdyż Filip ogłosił wszem i wobec, iż mieczem rozpędzi tych cyt. „heretyckich świniopasów”. Wielki Mistrz Zgromadzenia ściągnął do ochrony łatykańskiego jonklawe 293 Braci i za pieniądze purpuratów najął 700 pieszych bichaćczyków pod wodzą sołtysa Mięcika. Filip tak jak zapowiedział wysłał pod wodzą swego kuzyna Geya d’Wpuppę, zbrojny oddział 250 rycerzy z pocztami, czyli około 1000 jazdy z zadaniem rozpędzenia purpuratów w Ławykanie. Wiesz co to poczet rycerski? Rycerz nie walczył sam, ale wraz ze swoim pocztem, czyli z przybocznymi - giermkami. Razem stanowili podstawową jednostkę - kopie, w zależności od stanu majątkowego było to od 2 do nawet i 6 jezdnych, ale zazwyczaj było to rycerz + dwóch pocztowych z przodu i 3-4 konnych sług lekko zbrojnych dla zapewnienia czołowej trójce dodatkowej osłony z tyłu. Pocztowi i rycerz byli zazwyczaj tak samo uzbrojeni. Do tego trzeba doliczyć służących woźniców i całe to tatałajstwo, czyli tak zwaną czeladź obozową. Czasami cały poczet rycerza to było kilkunastu ludzi plus wozy i konie do jazdy, na koniach bojowych nie jeżdżono, bo musisz wiedzieć, iż wtedy dobry koń bojowy dla ciężkiej jazdy potrafił kosztować z równowartość i z trzech wsi i więcej, ale do samej jazdy nie nadawał się. Po prostu z racji swojej masy i wielkości, jak chodził straszliwie dobijał kopytami i dlatego zawsze mieli osobne konie do jazdy. Po drodze oddział urósł do ponad 3000 jazdy plus czeladź. Przyłączali się wszyscy, którzy, mówiąc obrazowo, chcieli wejść w dupę Filipowi i ci co nie mieli innego wyjścia, bo obligowały ich zobowiązania feudalne. Do starcia doszło 31 lipca 1319 roku niemal pod murami Wiecznego Miasta we wsi Roma. Trzystu konnych braci i siedmiuset bichaćckiej piechoty przeciw trzem tysiącom ciężkiej jazdy i około siedmiu tysiącom lekkiej piechoty, rekrutowanej z czeladzi obozowej. Wtedy tego dnia po raz pierwszy doszło załamania całego rycerskiego systemu feudalnego. Przed bitwą purpuraci przyszli do Wielkiego Mistrza i sołtysa Mięcika i zapytali co zrobi przed taką potęgą. Ta dyskusja przeszła do historii i została zanotowana w trzech różnych źródłach więc mamy pewność, że się odbyła naprawdę, posłuchaj :
„ – Panie toć to potęga! Ukorzmy się!
- Prędzej sczeznę, niż schylę kark przed tym łachudrą!
- Panie, błagam! Tam są przecież ludzie, którzy walki nie chcą i są po naszej stronie! Pomogą nam uniknąć rzezi!! Nie pokonasz ich panie tą garstką rycerzy! Sam wszystkich pokonasz?!
- JA?! Żebym się pobrudził?! Od tego mam bichaćczyków!
- A jak chcesz ich pokonać tą garstką obszarpańców!?
- Obszarpańców? Poczekajcie, MIĘCIK!
- Tak, Wielki Mistrzu?
- Jak nastroje?
- Ujjj Wielki Mistrzu toć dawno takiej rozróby ni było. Ślag jasny trafi ryśte coście jich ni wziali. Taka zabawa ich minie! Ni odpuskają wam tego Mistrzu.
- A na co mi Mięcik sześć tysięcy bichaćczyków?! Co ja, świat chce podbić? Toć sam widzisz, że roboty ledwo starczy dla was siedmiuset, a i to nie wiem czy we msze nie skończycie.
- Co prawda, to prawda Wielki Mistrzu, mało ich…
- Słuchaj no, Mięcik. Tam są ludzie co nam sprzyjają, jak ich wam opiszę poznasz, którzy to?
- A po co ich poznawać?! Zabijem wszytkich, dyć Bóg rozpozna swoich…”.
Osobiście chciałbym widzieć miny ludzi z otoczenia jak Mięcik zmartwiony mówi, że mało jest ich przeciwników. Pierwszy raz w historii Jawuropy przeciw rycerskiej armii stanęli najemni żołnierze z Bichacia. Pierwsza zaatakowała swoją masą ciężka jazda Filipa, zaś ciurowie mieli dobić rannych. Stało się jednak inaczej. Wszyscy bichaćczycy byli uzbrojeni w topory, włócznie i długie, ponad dwumetrowe, cisowe łuki, które wyrzucały strzały z taką siłą, że z odległości 200 kroków potrafiły przebić hartowanym, stalowym grotem, większość ówczesnych zbroi rycerskich. Siedmiuset łuczników, a każdy strzelał do 12 strzał na minutę… Paradoksalnie, o ile rycerze byli zakuci w zbroje to konie chroniło niewiele. Z pięciu tysięcy Filipowej jazdy do linii bichaćckich łuczników nie dojechał żaden. Wtedy Bichaćczycy rzucili łuki i ruszyli na tych co przeżyli… Cała bitwa trwała około pół godziny. Wielki Mistrz i jego kawaleria nawet nie drgnęli, a mimo to nikt nie uszedł z tego pola… Jeńców nie brano, Bichaćczycy zarżnęli każdego na tym polu bitwy. Uratowali się tylko ciurowie, bo nawet nie wyszli do walki widząc taką masakrę i uciekli nim ich dopadli. W ręce zwycięzców wpadł cały obóz fcuski, a łup był zdumiewający. Jewuropa była wstrząśnięta, bo nikt tak nigdy nie wojował. Czegoś takiego jeszcze nie widziano! Żołnierze najęci za pieniądze pokonali feudalną armię i to z jakim skutkiem! Po raz pierwszy walczono nie dla łupu, ale za zapłatę. Nie brano do niewoli i zabito WSZYSTKICH bez względu na rangę. Musisz wiedzieć, że wtedy rycerzy nie zabijało się, bo wzięty do niewoli płacił okup, a dyshonorem była, kwota zbyt mała do jego pozycji społecznej. Dobrze urodzony jeniec był jak lokata bankowa na wysoki procent, jeśli nie jak wygrana w totka. Martwy nie był nikomu potrzebny. Nagle uświadomiono sobie, że teraz każdy kto miał pieniądze, mógł sobie wynająć bichaćczyków i zlecić im drugą Romę. To był wstrząs dla Jewuropy, zarówno dla tych u góry i tych na dole. Paradoksalnie pomimo makabrycznie przegranej bitwy Filip wygrał konflikt. Jego jonklawe wybrało łapieża w tym samym czasie co jonklawe w Łatykanie. Nastał czas Wielkiej Schizmy i władzy dwóch łaperzy na raz. Jewuropa podzieliła się na dwa wrogie obozy, a dla bichaćczyków nastały złote czasy wojen i rzezi. Po raz pierwszy najęto ich w 1325 podczas wojny pomiędzy woskimi miastami Golonią i Madeną. Po obu stronach w bitwie wzięło udział po 2.000 kawalerzystów, natomiast siły piechoty były bardzo zróżnicowane. Golonia wystawiła 30.000 piechurów, a Madena jedynie 5.000 z czego 2000 bichaćczyków. Dowodzący wojskami Madeny Giuseppe Bagnoliano zawołał do wszystkich, że chce mieć tutaj drugą Romę i dał rozkaz do ataku. Niewiele jest zapisków o przebiegu samej bitwy, ale po bitwie starannie policzono poległych, na polu bitwy leżało 22390 żołnierzy Golonii. Skala rzezi przerosła jakiekolwiek oczekiwania…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kysio
TEAM 30



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:07, 24 Lip 2011    Temat postu:

ku serc pokrzepieniu i nastroju poprawie Smile

Nagle, z dnia na dzień, wszyscy chcieli nająć bichaćczyków, nawet łapierz zarezerwował dla siebie 250 bichaćczyków jako osobistą gwardię. Dawano ogromne sumy, ale wszystko rozbijało się o sołtysów i Wielkiego Mistrza. Żelazną ręką kontrolowali wszystkie kontrakty i umowy i nigdy nie dopuszczali do tego by bichaćczycy stanęli naprzeciw siebie. Taki dopływ pieniędzy spowodował chwilowe załamanie się bichaćckiej gospodarki. W parę miesięcy statystyczny bichaćcki najemnik zarabiał tyle co ówczesny chłop przez całe życie, jak nie więcej, a gdzie szybkie pieniądze, tam szaleństwo. Aby temu zaradzić Rada Bichaćcka powołała do życia pierwszy bank świata. Zasada była jasna. Pieniądze za wynajęcie żołnierza najmujący wpłacał do Mistrza Płatnika, który potrącał 10% podatku dla Bichacia, kolejne 10% wypłacał najmowanemu, 30 % wypłacał rodzinie, jeśli takową posiadał, a resztę po wygaśnięciu kontraktu, wedle woli najętego. Funkcjonowało to dość dobrze przez parę lat, ale liczba kontraktów była tak duża, iż powstała konieczność powołania mistrzów płatników, praktycznie we wszystkich dużych miastach Jewuropy. Żołnierze przenosili się z miejsca na miejsce i chcieli korzystać ze swoich pieniędzy, a i rodziny musiały mieć również wypłacane pieniądze w Bichaciu. Około 1345 u Mistrza Płatnika można już było wysłać lub ściągnąć swoje pieniądze do dowolnego miasta w Jewuropie, a od 1355 na podstawie specjalnego pokwitowania podróżnego dokonywać wypłat a konto. Dzięki temu oraz utrzciwości i fanatycznej skrupulatności, co nie powinno dziwić, bo za kradzież i defraudację po publicznym obdarciu żywcem ze skóry wbijano na pal, a cały majątek przestępcy oraz jego rodziny konfiskowano, coraz więcej ludzi chciało korzystać z usług Mistrzów Płatników. Szał wybuchł w 1357 kiedy król Zwyrlandi poprosił o pomoc w szybkiej zapłacie okupu za siebie. Pieniądze zdeponowano w tajemnicy u Mistrza Płatnika w Dondynie w Zwyrlandii, który wystawił kwit depozytowy na astronomiczną sumę 250 tysięcy dukatów zwyrolskich w złocie. Ówczesny dukat zwyrolski ważył około 14 gram złota, więc jak sobie łatwo możesz policzyć daje to jakieś trzy i pół tony czystego złota! Kwit ten wysłano bichaćckim kurierem do Biednia do tamtejszego Mistrza Płatnika Jakuba zwanego Grubym. Cała operacja zajęła 11 dni. Ów Jakub poszedł na dwór króla aucycackiego i przekazawszy mu papierowy kwit po prostu powiedział mu, z całym spokojem, iż otwarto na jego imię konto depozytowe na rzeczoną sumę i zapytał w jakiej formie chce ją odebrać, gotówka czy przelew, w jakiej walucie i na kiedy, bo trochę to potrwa, jeśli ma być gotówka, bo suma jest znaczna. Król pokazał dworzanom ów skromny dokument i śmiejąc się zapytał :
- A ile dasz mi dziś na ten pergamin?! Bo mi trochę śpieszno do wygódki! – a ów odparł:
- Równowartość 15 tysięcy dukatów zwyrolskich, w srebrnikach Waszej wysokości, lub fcuskich pistonach, do końca tygodnia kolejnych 50 tysięcy, zaś jeśli Wasza Wysokość da nam czas to w ciągu miesiąca całą sumę w dowolnej walucie. – i król podobno przestał się śmiać.
W ciągu trzech tygodni dostarczono co do miedziaka. Od tego czasu wszyscy chcieli tak wysyłać pieniądze, z królami włącznie. Aby temu sprostać powstała cała sieć banków z których najważniejszy stał się założony w 1361 roku, zgadnij jaki?
- Jaja sobie robisz? A skąd, kurwa, mam wiedzieć jaki bank istniał w XIV wieku?! – wrzasnąłem, choć przyznam się szczerze, że zaciekawiony.
- A tu się pomyliłeś, bo nie tylko istniał, ale istnieje, bo działają do dziś i wciąż są własnością Bichacia… - powiedział z tajemniczym uśmiechem.
- To oni mają jakiś bank?! Pierdolisz…
- Nie, nie pierdole, ale chciałbym tak trochę, ale… nie jesteś w moim typie. General Transferien und Verwahrung Bank in Brucwels.
Moje oczy wyszły z orbit, a brzęk tłukącej się o podłogę szklanki i ślina kapiąca na kolana uświadomił mi, że straciłem w szoku kontrolę nad własnym ciałem.
- Chcesz, kur… kurw… huj, powiedzieć, że bichaćczycy założyli GTV Bank?! Bank Funduszu Walutowego i całej Unii Jewuropejskiej?!?! Najszacowniejszy i najbardziej wpływowy bank Jewuropy?– wyjąkałem.
- Niee… Mówię, że nie tylko go założyli, ale że są też jego JEDYNYMI właścicielami. Dotarło? Sam pomyśl, dlaczego GTV są tacy wielcy? Bo słowo tego banku ma moc, jak dyrektorpieniądze raz wpłacone nigdy nie giną, nawet jeśli wpłaciłeś je w roku 1500 to jak znasz numer konta i hasło to nawet dziś możesz je wypłacić, bo choć już osób prywatnych nie obsługują, to konta wcześniej założone nadal prowadzą i honorują! A wiesz czemu tak jest? Bo nawet dziś dyrektor i rada nadzorcza mogą skończyć na palu obdarci żywcem ze skóry, a rodzina na bruku! I nie jest to żart!! Za bankiem stoi całą mocą Bichać!!
- Jeśli to prawda to… to…
- To gdyby chcieli to w jeden dzień mogą zniszczyć gospodarkę na świecie… Zwłaszcza, że to nie jest ich jedyny bank. Mają tyle pieniędzy, że gdyby chcieli, to by sobie kupili Jewurope, albo Hameryke!!!
- Boże!! – teraz już nic nie rozumiałem. – Przecież oni… Dlaczego?
- Hmmm… Dlaczego tak żyją? Bo tak lubią, bo może ich nie kręci cały ten pędzący świat. A zresztą nie mam pojęcia. Mniejsza z tym. Jedziemy dalej, bo świt nas zastanie. Widzisz Bichać to nie tylko głowa do interesów, żelazna wola i żołnierze. Pamiętasz jak mówiłem Ci o gorzelni założonej przez Pleszke w 1281 roku? Otóż W Bichaciu dość szybko policzyli zyski z exportu zboża i z exportu destylatów ze zboża… - i zawiesił dyplomatycznie głos nalewając nową kolejkę.
- W ciągu kilkunastu lat export zboża z terenów bichaćckich zamarł niemal całkowicie i około 1325 wyparty został przez destylaty ze zboża, które szturmem opanowały Jewuropę z takim skutkiem, że 1346 król wyspy Cycylii wprowadził embargo na wwóz bichaćch destylatów na wyspę, by ratować rodzimy handel winem. W lutym 1347 r do Cessyny, chroniąc się przed sztormem, zawinął statek pełen bychaćckiej jęczmieniówki, zwanej łychą. Zwróć uwagę na ehmmm… „dziwną” zbieżność nazw „łycha” i „whisky”. Celnicy wylali cały ładunek do morza. Na nieszczęście był to ładunek, który Znachor wysłał dla króla Zwyrlandii. Wieści o tym dotarły do Bichacia w początkach kwietnia, co się działo sam się domyśl, skoro w tydzień było trzech sołtysów, a do dziś dzień mówią w Bichaciu, jak ktoś dostaje amoku czy szału, „ wkurwiony jak Znachor”. W czerwcu, a dokładnie 15 czerwca, rada miasta Cessyny dostała list od Znachora w którym było cyt.: „OKO ZA OKO, ZĄB ZA ZĄB I JESZCZE RĘKA CO MNIE TO WYLAŁA I GŁOWA CO O TYM POMYŚLAŁA I CAŁE RODY WASZE CO TAKIE ZAKAŁY WYDAŁY! ZEMSZCZE SIĘ PSIE SYNY!”. List wzięto poważnie, zaproponowano nawet odszkodowanie, ale odpowiedzi nie było. Przez pół roku starannie kontrolowano statki wpływające do portów na całej wyspie, ale z czasem dano sobie spokój, jednak bacznie uważano na frachty z Bichacia. Wiosną 1348 do Cessyny wpłyną niepostrzeżenie mały statek z Kawy na Kymie. Jako ładunek miał tylko jedną skrzynię adresowaną do składu miejskiego. Po jej otwarciu wysypały się setki szczurów. Skrzynia okazała się przemyślną klatką na 230 gryzoni, która po otwarciu rozpadała się, uwalniając szczury. Po spodem wieka był napis ZDYCHAJCIE SUCZE POMIOTY. Zaczynasz coś kojarzyć? Miasto Kawa na Kymie, porty, statki, szczury….
- Boże Wszechmogący… Czarna Śmierć…
- Czyli kojarzysz. W Cessynie przeżyło 721 mieszkańców z ponad 10000… W ciągu trzech lat w Jewuropie zmarło prawie 40% populacji, ale sam wiesz jak to statystyka, miejscami prawie nikt, a miejscami... Najgorzej wyszły miasta portowe i gęsto zaludnione okolice. Tam poumierali prawie wszyscy. Osobiście uważam, że skala zaraźliwości przerosła wszelkie oczekiwania Znachora, ale cholera go tam wie. Znachorzy od zawsze byli popieprzeni. Raz widziałem jak Znachor odrąbał na polu mężczyźnie nogę, bo słyszał, że można ją przyszyć z powrotem i się zrośnie, ale ta jakoś nie chciała, może dlatego, że użył sznurka od snopowiązałki… Fakt faktem wtedy to, po raz pierwszy, możemy powiedzieć, że sukces odniosła kampania reklamowa. Hasło „PIJMY I BAWMY SIĘ DZIŚ, BO JUTRA MOŻE NIE BYĆ” w czasach zarazy i wojny odniosło zdumiewający sukces. W na początku drugiej połowy XIV wieku Jewurope wyniszczał głód, zaraza i wojna 100 letnia, a mimo to, z całego regionu nie sprzedano ni grama zboża, tylko bichaćcki alkohol i to na pniu, dochodziło nawet do tego, że na rok z góry, nim został nawet wyprodukowany.. W 1365 z inicjatywy sołtysa Leoncjusza, powstał w Bichaciu pierwszy browar, a to tylko dla tego, że Znachor zakazał mu ze względów zdrowotnych pić bichaćckie destylaty. Sukces nowego napitku był tak oszałamiający, że około roku 1380 browary istniały już prawie w każdym większym mieście, czy klasztorze. Dziwisz się? Wtedy jeszcze nie znano pasteryzacji i piwo nie pasteryzowane trzeba spożyć w ciągu dwóch, trzech miesięcy, bo później kiśnie. I problem transportu, piwo niepasteryzowane źle znosi wstrząsy i szybko od tego kiśnie. Tak że lepiej mieć browar na miejscu, niż wozić. Jednak taka hossa nie trwała długo, a to za sprawą samych bichaćczyków. Można by powiedzieć, że sami zarżnęli kurę noszącą złote jajka. Dzięki wojnie, zarazie i towarzyszącemu im głodowi populacja Jewuropy zmalała średno o ponad 60%, z czego znaczny odsetek wymordowali osobiście. Na początku XV wieku wojna szalała w najlepsze, więcej jak połowa Jewuropy leżała w gruzach, więc handel praktycznie zamarł. Należało zakończyć tę wojnę. Próbowano na wszelkie sposoby, ale było coraz gorzej. Rozwiązanie problemu nawinęło się samo w 1424 roku. Młoda dwunastoletnia Asia gdy była sama na polu usłyszała głosy. Mówiła, że płakała, gdy głosy odeszły, gdyż były bardzo piękne. Wezwano natychmiast Znachora. Ten wyszedł po paru godzinach na kolanach ledwo żywy i kazał natychmiast ruszać do komandorii Zgromadzenia Miecza Pańskiego i wezwać Wielkiego Mistrza, wraz z Mistrzami Egzorcystami. Mistrzowie przybyli niemal od razu, a sam Mistrz po 10 dniach. Sytuacja musiała być poważna, bo jeszcze tej samej nocy próbowano egzorcyzmów, ale z katastrofalnym skutkiem. Z sześciu Mistrzów trzech nie przeżyło tego, zaś Joasika rankiem wyszła z domu jak gdyby nic się nie stało. Wielki Mistrz przyjechał po 10 dniach i natychmiast ją wywiózł… ( CDN)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kysio
TEAM 30



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 21:54, 17 Lis 2011    Temat postu:

Po długiej przerwie mam zaszczyt zamieścić kolejną część kronik naszej wspaniałej wsi.

Wyobrażam sobie jak musiało mu się spieszyć, bo po tym jak bichaćccycy w 1410 w Lechistanie i na polach wojny stuletniej pod Agzenkur zrujnowali ustrój społeczno-polityczno-gospodarczy Jewuropy to… Horror, to dobre określenie na to co się wtedy działo.
-Co Ty chrznisz?! A co oni mają do nas, Lechistańczyków?!
- Oficjalnie nic, ale jak myślisz skąd ten Wasz król wytrzasnął takie pieniądze, by w dwa lata wyszykować i uzbroić TAKĄ armię? Co? Ano od wielkiej, kupieckiej Hancy. A dlaczego ta kupiecka republika miałaby mu dać tyle kasy? Ano dlatego, że w 1398 Hanca wynajęła sobie Zakon Szwarckrojców Domu Szkoplandzkiego jako ze byli ówczesnymi super żołnierzami, do tego by pod pretekstem działań policyjno-porządkowych zdobyli dla nich wyspę Gotzlandię na której usadowili się Bracia Witaliccy, piraci, którzy skutecznie sterroryzowali niemal cały Pałtycki handel. Wymiana handlowa praktycznie upadła co doprowadziło do ogromnego spadku obrotu towarami i kolosalnego wzrostu cen. Ci swoim zwyczajem kasę wzięli, wyspę zdobyli, piratów i ich rodziny wyrżnęli i śmiejąc się Hancie w gębę zatrzymali wyspę dla siebie, za rzekomo niewypłacone pieniądze. A dlaczego to robią? Otóż Gotzlandia jest kluczem do środkowego Pałtyku. Kto ma wyspę ten kontroluje handel na morzu, a Szwarckrojce mają wielki apetyt na przejęcie części zysków z Pałtyckiego handlu. I co robi upokorzona Hanca? Proponuje sąsiadowi Szwackrojców prosty układ, wy macie powody do wojny, my mamy pieniądze i zwraca się o pomoc od Bichacia, który nie tylko POŻYCZA Hancie pieniądze w gotówce, ale też w ramach rzeczonej pożyczki organizuje wysyłkę do Lechistanu najnowszej broni i technologii wojskowej, oraz organizuje wywiad, jak byśmy to dziś nazwali. Plan początkowo działa i 1409 zaniepokojeni Szwarckrojce, w ramach zbierania sił zawieszają swoje aspiracje i opuszczają Gotzlandię. I co się dalej dzieje? To co miało być małą lokalną wojenką, klapsem dla Zakonu, kończy się taką rzezią, że po raz pierwszy w historii wojen nie zawarto pokoju, bo nie było z kim go zawierać! Lechici i Citwini w jeden dzień wyrżli w pień na polach Gunwaldu najlepszą zawodową armię ówczesnego świata wraz ze WSZYSTKIMI dowódcami i dostojnikami, a na dodatek jeszcze kwiat rycerstwa środkowej Jewuropy, który ją posiłkował, a byli tam nawet członkowie rodzin królewskich! Wiesz ile wysiłków i pieniędzy włożono by jakoś połatać to co się stało?! Przecież w ramach pomsty mało nie doszło do wielkiej krucjaty z krajów Tłumności Szkoplandzkiej! Wyobrażasz sobie starcie tłumów niezdyscyplinowanych rycerzy z Lechicką armią?
- Ale przecież w szkole… - jęknąłem – oni nas…
- O Boże, cierpliwości! – stęknął Goran. – Pół biedy by było gdyby tam padli sami żołnierze, ale problem w tym, że Lechici wybijając Szwackrojców stworzyli ogromną polityczną próżnię, której nie było czym wypełnić. Zakon Szwarckrojców był znakomitą przeciwwagą dla Hancy i swymi handlowymi aspiracjami Pałtyckim handlu, skutecznie hamował jej rozwój. Z trudem, bo z trudem, ale udało się przywrócić status qwo, ale tylko dla tego, że Waszemu królowi cholernie zależało na tym by Zakon przetrwał. A wiesz dlaczego? A dla tego, że bez niego zniknąłby powód i podstawa do tej Waszej unii. Bez wspólnego wroga była by wielka DUPA! Ale to już nie było to co wcześniej i wszyscy o tym wiedzieli. A polityka nie znosi próżni to pustkę natychmiast wypełniła Hanca, która już niczym nie powstrzymywana stała się monopolistą w transporcie morskim. Przez kolejne 100 lat dyktowała ceny na wszystko tucząc się niebywale. Doszło nawet do tego, że Hancyci dyktowali królom co mają robić! Ale to wszystko jeszcze nic! Bo po co siedzieć na dupach jak można sobie jeszcze pomieszać i powyrzynać! Agzenkur, mówi Ci to coś?
- To chyba jakieś zwycięstwo Zwydlandii nad fcuzami… Dobrze mówię?
– Jakieś?!?! Toć pisał o niej sam Szekspur w Heńku XV!
- Przecież znam to! – wykrzyknąłem – Chcesz powiedzieć, że to oni to…
- A któż inny?! W dniu świętego Kryspina 25 października 1415 roku na polu pod Agrankur w odległości 800 metrów od siebie stanęli, mając najętych 4900 bichaćckich łuczników i 800 własnej piechoty król Zwyrladii Henryk XV i fcuska armia w sile 12 000 kawalerii, 11 000 piechoty, 3 000 kuszników pod wodzą . Podobno koło godziny 11 , jak możemy przeczytać w kronikach zwyrolskich, Henryk przemówił do swoich ludzi, przypominając, że o ile lordowie, baronowie czy on sam mogą liczyć na przeżycie bitwy i wykupienie się z niewoli, o tyle bichaćczycy, jako plebejusze nie mają innego wyjścia, aniżeli zwyciężyć. Wtedy przed szereg łuczników wystąpili dowodzący bichaćczykami Grechor z kapelanem Jaromirem i zwrócili się do króla. Zacytuję Tobie teraz tekst dosłownie spisany przez kronikarza: „ O królu nas mało, ale by z Bichacia, a ilu ich jest nam po chuj”, po czy klękli do modlitwy, cytuję: „ W tym szczęsnym dniu, o dobry Boże, daj nam to czego nie chcą inni. Daj nam krew, pot i ból. Daj nam wojny pożogę , byśmy mogli się nią cieszyć, bo pokój będzie straszny.”
Po czym zerwali się i nie czekając na nic pobiegli do przodu dźwigając tyle strzał ile dali radę unieść. Zatrzymali się o 300 metrów od Fcuzów i zasypali ich deszczem strzał. Konne rycerstwo jest straszliwą bronią, ale musi się rozpędzić… Fcuzi próbowali dwa razy się ruszyć, ale nic to nie dało, bo padły już prawie wszystkie konie. Ruszyli więc pieszo zakuci w zbroje, ale i tak padali jak muchy, zaczęła się niewyobrażalna panika. Wtedy Bichaćczycy odłożyli łuki, zresztą kończyły się strzały i z wrzaskiem z toporami i nożami w rękach rzucili się na Fcuzów. To była rzeź, nie bitwa. Wielu Fcuzów chciało się poddać, ale w bitewnym szale litości nikomu nie okazywano. Dopiero osobista interwencja Heńka i jego pocztu zakończyła masakrę. W tej bitwie w ciągu blisko czterech godzin francuska administracja cywilna i wojskowa straciła swoje najwyższe kadry. Śmierć poniósł głównodowodzący Fcuzów - Wielki Kanclerz Ruprecht d'Sru, a ponadto trzech książąt, 5 hrabiów, 90 baronów oraz 1 560 rycerzy, co oznaczało dlaFcuzów stratę niemal połowy jej stanu szlacheckiego. A to oznacza, iż w jeden dzień zniknęli wszyscy królewscy zarządcy północnej Fcji i wielu wysokich dygnitarzy Królestwa, którzy de facto nim zarządzli. Wiele rodzin nie podniosło się po stracie mężów i synów lub po opłaceniu za nich rujnującego dobra okupu, co całkowicie zmieniło układ społeczny w królestwie. (C.D.N)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kysio
TEAM 30



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 13:00, 05 Gru 2011    Temat postu:

Jak donosi nasz wywiad Święty Mikołaj zawita do Bichcia... i umoczy Was WSZYSTKICH!!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Team 40 Strona Główna -> BICHACKA JESIEŃ Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1